To
z pewnością był najbardziej szalony miesiąc w moim życiu. Działo
się tyle, że nawet nie próbuję się oszukać, że o niczym nie
zapomnę. ;)
Pierwszy
tydzień minął pod znakiem matur. Pięć dni, pięć egzaminów i
szczerze mówiąc - po każdym kolejnym coraz bardziej chciało mi
się śmiać z naszej drogiej Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. ;)
Pewnie wiele z Was nie jest zainteresowanych tematem, więc szybko
wyjaśnię - mój rocznik jako pierwszy pisał nową maturę.
Zupełnie nową. Jednocześnie technikum pisało starą maturę i...
i był straszny cyrk z tym wszystkim. Jeśli macie ochotę, mogę Wam
przybliżyć, jakie smaczki zafundowało nam miłościwie panujące
Ministerstwo Edukacji Narodowej, ale nie sądzę, żeby kogoś
szczególnie interesowało to, co mądrego wymyślili. Jeśli coś,
to dajcie znać. :D
Między
maturami odstresowywałam się na boisku do piłki plażowej, grając
wraz ze spontanicznie zebraną grupką ludzi z facebookowej strony. :)
Lata już nie grałam na piasku! Niestety, potem popsuła się pogoda
i nie udało nam się już więcej spotkać, czego bardzo żałuję.
Po dwóch dniach grania na plaży byłam zmęczona, ale bardzo
szczęśliwa. Brakowało mi piłki!
W
międzyczasie udało mi się także odwiedzić TkMax, w którym
upolowałam letnie trampeczki, Centro, z którego wyniosłam okulary
za piątkę oraz Rossmanna, w którym wzbogaciłam się o dwa nowe
lakiery.
W
drugim tygodniu czekały na mnie już tylko dwie matury. Ustna z
angielskiego i pisemna chemia. Mimo tego, że przez trzy lata miałam
niemal zerowy kontakt z językiem, angielski zdałam na 100%. Byłam
z siebie bardzo dumna, zwłaszcza, że na 11 grup językowych w
szkole ja byłam w 2. Z najbardziej szaloną i niezrównoważoną
kobietą, jaką spotkałam na mojej edukacyjnej ścieżce. :D
We
wtorek 21 maja była ostatnia matura - ustny polski. Nasz egzamin
wyglądał zupełnie, zupełnie inaczej niż w starszej wersji i
wymyślił to ktoś, kto wyjątkowo nie miał zdolności wykroczenia
myślami poza ściany własnego gabinetu. Szopka na sto piędziesiąt.
A ja zdałam na 95%, choć prawdę mówiąc cała ta matura to jeden
wielki cyrk. Gorąco współczuję osobom, które oblały tylko
dlatego, że miały egzamin rano.
Dzień
po maturze miałam rozmowę o pracę i pierwszy dzień. :) Pracuję w
jednej z krakowskich restauracji. W piątek natomiast wyprowadziłam
się z mojego małego Alcatraz, w którym spędziłam dwa lata życia.
Najbardziej będzie mi brakować wiecznie uśmiechniętej i
rozdarowanej sprzątającej pani Zosi, która codziennie rano witała
nas radosnym dzień dobry. ;)
Ostatnie selfie w internacie i pierwszy kok na wypełniaczu - jak widać za pięknie nie wyszedł i trzymał się równie cudnie, jak wyglądał. Do autobusu nie doszłam. :D
W
sobotę, 23 maja odbyło się spotkanie blogerek w Suchej
Beskidzkiej. Pisałam Wam o nim już w poprzednim poście. Po nim
zostałam ugoszczona przez Kornelię z rudaaa12.blogspot.com. Miałam
dużo dużo czasu na pieszczoty z Franciszkiem i Rufusem. ;)
Tutaj
rozpoczął się najbardziej szalony okres maja. W niedzielę
wyjechałam po siódmej z domu Kornelii i spotkałam się w Zawoi z
moim Kochanym, który akurat wracał z Zakopanego. Razem (na dwa
samochody o.o) pojechaliśmy do Wadowic na tradycyjne papieskie
kremówki pomaturalne. Były przepyszne!
Po
kremówkach pomknęliśmy dalej do domu Kochanego. Na miejscu byliśmy
po 10, zdążyłam tylko zrobić szybki makeup, wyprasować sukienkę
i umyć zęby, a po 20 minutach jechaliśmy już na komunię do
kuzynki. Tego samego dnia wieczorem w ciągu 30 minut zapakowałam
większość swoich rzeczy i wyprowadziłam się z domu. :D
Apropo komunii, znacie dziewczynkę, która po tej uroczystości chce ściąć włosy? Jeśli tak, koniecznie dajcie znać o Fundacji Rak and Roll, która zbiera obcięte warkocze i przekazuje je na peruki dla chorych kobiet! Kiedyś opowiadałam Wam o Natalii, która zdecydowała podzielić się swoimi pięknymi włosami. Pamiętacie? :)
Maj
minął naprawdę bardzo intensywnie, dlatego też mało było mnie w
blogosferze i ta tendencja najpewniej utrzyma się w ciągu
następnych miesięcy. Najchętniej odwiedzanym postem w tym czasie
była recenzja wspaniałej szczotki z hairsore.pl
Oprócz
tego udało mi się także zmienić domenę i cały wygląd bloga.
Zajęło mi to kilka ładnych godzin, ale jestem bardzo dumna z
efektu. Mam nadzieję, że przyjemnie Wam się czyta mnie w nowej
odsłonie. :) Screeny poprzednich szablonów zobaczycie w tym poście
- klik.
A
Wam, jak minął maj? :)
Pozdrawiam
cieplutko i życzę nam wszystkim powrotu pięknej pogody!