środa, 30 marca 2016

Ulubieńcy ostatnich tygodni :)



Niesamowicie cieszę się z obecnej pogody, a Wy? Czekałam na tę wiosnę jak chyba nigdy w życiu! Tak strasznie brakowało mi słońca, ciepłego wiatru i zapachu budzącej się do życia przyrody. :) Dzień mamy też dłuższy i od razu chce się więcej! 

Dziś więc przygotowałam dla Was małe zestawienie kosmetyków, które w pewien sposób mnie oczarowały czy zaskoczyły, zasługując sobie tym samym na zaszczytne miano ulubieńca. Nie będzie ich wiele, ale możecie wierzyć - każdy z nich kocham prawie tak mocno, jak pysznego murzynka babci! 






Bielenda - Drogocenny Olejek brzoskwiniowy 3 w 1


Olejek kupiłam głownie ze względu na poręczne opakowanie. Skusił mnie skład i perspektywa pławienia się w pięknym, brzoskwiniowym zapachu... nie zawiodłam się. :) Choć może nie pachnie dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam, działanie w pełni rekompensuje mi wszelkie aromatyczne nieścisłości. Olejku używam do ciała jak i na włosy. W obu rejonach spisuje się bardzo dobrze - pomaga utrzymać nawilżenie, natłuszcza, uelastycznia i przyjemnie otula. Użyty po depilacji przyśpiesza proces gojenia się drobnych ranek i zadrapań. Bezproblemowo zmywa się z włosów, pozostawiając je miękkie i dociążone - baardzo się polubiliśmy! 




Babydream Med - Krem do twarzy



O tym kremie wspominałam Wam już w tym poście: klik i nadal mam o nim tak samo dobre zdanie. Krem genialnie sprawdzał się zimą, dawał nawilżenie i ukojenie, którego mi brakowało! Nadaje się zarówno na dzień, jak i na noc, dobrze dogaduje się z moimi podkładami, a co najważniejsze, nie zapycha i nie podrażnia mojej wrażliwej cery. Jeśli dołożymy do tego piękny skład, 75 ml pojemności i cenę 15 złotych... możemy chcieć więcej? 







Bourjois - Healthy Mix nr 51


Jeden z najpopularniejszych podkładów blogosfery stał się i moim ulubieńcem :) Najlepszym na to dowodem jest fakt, iż zdążyłam zużyć już jedną buteleczkę i kupiłam dwie następne. Podkład przepięknie prezentuje się na cerze normalnej i suchej, ma cudowne, aksamitne wykończenie i całkiem przyzwoite krycie. Jest idealnym podkładem na co dzień, bo kompletnie nie czuć go na twarzy. Chętnie korzystam z niego także podczas sesji, jeśli modelka nie ma wiele do zakrycia - Healthy Mix przepięknie się fotografuje, cera na zdjęciach jest gładka i ujednolicona. Promocje w Rossmannie zbliżają się wielkimi krokami, więc jeśli jeszcze go nie znacie - naprawdę warto o nim pomyśleć! :) 



Inglot - Konturówka do brwi nr 16


W życiu każdego brwiofreeka przychodzi taki moment, kiedy cień i kredka to za mało. I na mnie nastał ten czas, a wybór na kolejny najważniejszy kosmetyk życia padł na zachwalane pomady Inglot. Pani dobrała mi kolor 16 - jest to dość ciepły, ciemny brąz. Z pewnością dokupię coś w chłodniejszej tonacji, bo sama formuła jest fenomenalna - konturówka jest trwała, intensywna i wspaniale imituje włoski. Zdjęcia pochodzą z poprzedniego posta - tam wychwalałam Wam ten uroczy, mieniący się pigment. :) 







Kobo - Matte Liquid Lipstick 404


O tych pomadkach także było głośno. Na promocji skusiłam się na dwa kolory i to właśnie 404 podbił moje serce. To żywy, ale ciut rozbielony róż z nutką fuksji i wiśni (...? jestem beznadziejna w opisywaniu kolorów!) Wygląda bardzo fajnie w dziennym makijażu, przy delikatnym oku. W bardziej szalonych kombinacjach również się sprawdza, a sama nie mogę doczekać się lata - coś czuję, że przy opalonej karnacji dopiero pokaże cały swój potencjał. :) Pomadki niestety nie są ani całkiem matowe, ani zaskakująco trwałe, ale biorąc pod uwagę ich cenę, można im to wybaczyć. 
Mam ją na poniższym zdjęciu, niestety aparat kompletnie przekłamał kolory.





Zoeva - 228 Luxe Crease



Takiego pędzla zdecydowanie mi brakowało! Nie widziałam podobnego ani w ofercie Kavai, ani Hakuro, a okazał się prawdziwie niezbędny. Dzięki swojej budowie idealnie nadaje się do precyzyjnego zaznaczania załamania powieki. Pędzelek ma małą średnicę i dość długie włosie, dzięki czemu nacisk na skórę jest niewielki. Z jego pomocą ekspresowo można otrzymać delikatną mgiełkę koloru, chociaż przyjemność pracy z nim wcale nie przyśpiesza tej czynności - można się miziać bez końca! Przez niego już ostatecznie zachorowałam na Zoevę - szkoda tylko, że po niedawnej podwyżce cen perspektywa sprezentowania sobie całego zestawu znikła za chmurką rozsądku i sknerstwa. :< 



Jakie kosmetyki lub narzędzia ostatnio Was zauroczyły? Koniecznie dajcie znać w komentarzach! :)





czwartek, 24 marca 2016

Wiosna z pigmentem od MUR :)



Wiosnę mamy! Wreszcie. :) Dziś mam dla Was więc taki szybciutki post z lekkim, różowo - miedzianym makijażem i odkryciem ostatnich tygodni. Skusiłam się na ezebrze na jeden pigment z MUR. Nigdy nie słyszałam o nim ani na yt, ani na żadnej z makijażowych grup na facebooku, a należę do kilku(nastu). :) Spodobał mi się na tyle, że postanowiłam szybciutko go Wam przedstawić - może i Wy wrzucicie go do koszyka przy okazji świątecznych zakupów? :) 




(Na zdjęciu powyżej - pędzelek z eBay kupiony za... trzy złote? Całkiem, całkiem, nie? :D)

Pigment zamknięty jest w wygodnym słoiczku z małym sitkiem o pojemności 1,5 g, a jego cena to zawrotne 4,99 zł. Skusiłam się na odcień Confront - piękna, jasna miedź połyskująca na róż i złoto.

Niestety, pigment nie jest aż tak intensywny, jak te z Inglota. Aby uzyskać intensywną taflę koloru najlepiej nakładać go z Duraline. Na zdjęciach poniżej zobaczycie efekt nałożenia go zwilżonym pędzelkiem na mokrą bazę kremową.





Biorąc pod uwagę cenę, wydajność, opakowanie i przede wszystkim efekt... jestem absolutnie zauroczona. Jak tylko ujrzałam efekt na dłoni już zachorowałam na syndrom Pokemon - gotta catch them all. :) 




Oczywiście zdjęcia nie oddają choćby krztyny uroku tej przepięknej, połyskującej różowej miedzi, ale musicie mi wierzyć na słowo - na żywo wygląda fantastycznie. :) Nada się zarówno do lekkich, wiosennych makijaży jak i tych wieczorowych. 





Reszta makijażu:

  • podkład: Inglot HD 79 albo Bourjois Healthy Mix 51 - zabijcie mnie ale nie pamiętam :D
  • korektor: Collection Lasting Perfection 01 + Eveline Art Scenic 04 
  • puder: sypki puder Wibo
  • kontur: Bahama Mama
  • bronzer i rozświetlacz: Catrice Prime and Fine 020
  • róż: Catrice Blush Artist 020
  • brwi: konturówka Inglot nr 16 i żel Essence przeźroczysty
  • szminka: Essence Sheer Lipbalm 01 Pretty You
  • oczy: cienie MUR I heard Chocolate
  • rzęsy: Ardell Demi Wispies + tusz Miss Sporty Studio Lash





A Wy, macie jakieś pigmenty w swojej kolekcji? Lubicie z nich korzystać, czy jednak nie przekonuje Was ta konieczność zabawy z bazą i/lub duraline? :) Koniecznie dajcie znać, jakie kolory Wy najchętniej będziecie nosić tej wiosny! :)


Ściskam!



sobota, 19 marca 2016

Moja włosowa historia... u Anwen!


Nastał ten dzień - dzień, który niewątpliwie może być ukoronowaniem kariery każdej włosomaniaczki. ;) A teraz tak na poważnie - moja włosowa historia została opublikowana przez Anwen, a mnie aż serduszko z dumy urosło, kiedy facebook ogłosił mi tę radosną nowinę! :) 

Zapraszam więc do oglądania! Wydaję mi się jednak, że dla tych z Was, które czytają mnie już od jakiegoś czasu, nie znajdzie się nic zaskakującego. ;) 




MOJA WŁOSOWA HISTORIA - BIJUM

czwartek, 10 marca 2016

Curl me soft, please! || Schwarzkopf Osis+ i mój sposób na względnie trwałe loki





Wiecie, jak uwielbiam loki. Od dwóch lat płaczę Wam tutaj, że chciałabym mieć chociaż fale. Chociaż najmniejsze, poradziłabym sobie z nimi. Dużo dłużej natomiast kombinuję, co zrobić, aby moje uparcie nie-falowane włosy takimi się stały. Przerobiłam chyba wszystkie możliwe naturalne sposoby, a lokówka wciąż jest moją najlepszą przyjaciółką na większe wyjścia. Po cichu muszę się Wam przyznać, że czasami zdarza mi się po nią sięgnąć od tak - żeby mieć się czym cieszyć. Bo loki to coś, co cieszy mnie nieziemsko. ;) 

Niestety, odkąd ścięłam włosy wszystkie moje próby uzyskania wymarzonej fryzury przynosiły dość mizerne efekty. Włosy albo nie chciały kręcić się wcale (tuż po cięciu), albo kręciły się, ale bardzo szybko traciły kształt. Piękne fale trwały dosłownie przez kilkanaście minut, po czym stopniowo i zdecydowanie zbyt szybko ustępowały miejsca napuszonym pasmom. Może sprawa miałaby się lepiej, gdybym do ich utrwalenia używała lakieru, ale.. ale okropnie nie lubię takich sztywnych, suchych włosów. Pianka nie podołała takiemu wyzwaniu. 







Właśnie dlatego, kiedy odezwał się do mnie przedstawiciel sklepu fryzjerskiego Gobli.pl z propozycją współpracy, od razu zaczęłam rozglądać się nad czymś, co pomogłoby mi wreszcie cieszyć się pięknymi lokami na dłużej. Na pierwszy ogień wybrałam krem Swarzkopf Osis+ Curl Me Soft. Jest on co prawda dedykowanym osobom posiadającym loki, a nie takim, które te loki dopiero chcą wyczarować, ale mimo wszystko widziałam w nim jakiś potencjał. Co z tego wyszło? :) 


Krem nakładam na wilgotne włosy w dni, kiedy mam ochotę na kręcenie. Ma dość lejącą się konsystencję i ciężko z nim przedobrzyć. Moje włosy chłoną go niczym zwykłą odżywkę, a po wysuszeniu nie czuć usztywnienia czy przesuszenia - tutaj wielki plus. Włosy stają się jednak jakby bardziej podatne, już przy suszeniu mogę uzyskać delikatne fale, które jednak są tak nieregularne i tak niewydarzone, że szkoda nawet o nich mówić. ;) 

Po dokładnym wysuszeniu dokładam jeszcze minimalną ilość kosmetyku na przednie i wierzchnie pasma (bo po prawdzie to właśnie je kręcę najmocniej, całą resztę trzymam na lokówce dosłownie kilka sekund) i przystępuję do kręcenia. 






Loki zakręcone w ten sposób trzymają mi się dłużej, ale niestety wciąż nie ma mowy o przetrwaniu całego dnia w niezmienionym stanie. Po kilku godzinach zaczynają się rozluźniać, a do wieczora zostają tylko delikatne falki, ale przynajmniej nie puszą się przy tym jak dzikie koguty. Bez użycia tego kremu włosy po rozprostowaniu są spuszone, suche i niezadowolone, przy kręceniu z OSIS+ na szczęście unikam takiego efektu. 

Komu polecam? Na pewno osobom, które faktycznie mają loki, i to takie ze skłonnością do puszenia. Będzie to fajny krem dla tych, którym zależy bardziej na dociążeniu i dodatkowym nawilżeniu pasm. Nie jest to produkt dla osób, które oczekują mocnego utrwalenia, ale może sprawdzić się jako odżywka bez spłukiwania używana do ugniatania włosów. Jak na preparat do stylizacji ma całkiem przyzwoity skład. ;) 






Inci: Aqua, Glicerin, PVP, Dicaprylyl Carbonate, PEG 15 Dimethicone, Sodium Acrylate/Acryloyldimethyltaurate/Dimethylacrylamide Cross polymer, Octyldodecyl Stearate, Phenyl Trimethicone, Isohexadecane, Phenoxyethanol, Glyceryl Oleate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Parfum, Polysorbate 60, Panthenol, Propylene Glycol, Sorbitan Isostearate, Quaternium-80, Linalool, Glyceryl Acrylate/Acrylic Acid Copolymer, Methylisothiazolinone, Limonene, Benzyl Alcohol, alpha-Isomethyl Ionone, Citrellol, Red 40


 Oczywiście przy dłuższym stosowaniu może nadmiernie obciążać włosy, ale wtedy powinno wystarczyć umycie mocnym szamponem i darowanie sobie tego dnia stylizacji. ;) 

Z danych technicznych: produkt zapakowany jest w wygodną buteleczkę z miękkiego plastiku o pojemności 150 ml. Otwierana jest na klik, bez problemu można sobie z nią poradzić mokrymi dłońmi. Dostępny jest np w sklepie Gobli. ;) -> klik.

Jak na profesjonalny produkt nie jest jakoś strasznie drogi, a jego wydajność naprawdę powala. Jak wspomniałam, warto na niego zerknąć, jeśli jesteście posiadaczkami loków z tendencją do przesuszania się i puszenia. Uwaga na glicerynę, nie każdy ją lubi. ;) 







Koniecznie dajcie mi znać, jaki jest Wasz sposób na trwałe loki! :) Ciekawa też jestem, czy używałyście kiedyś tego kosmetyku i jak się u Was sprawdził. 

Ściskam! 

poniedziałek, 7 marca 2016

Zakochana po uszy! Henna Orientana w odcieniu Karmelowy Brąz :)



Hej! Dziś wreszcie miałam chwilkę, żeby napisać Wam kilka słów o mojej ostatniej wielkiej miłości, czyli - bardzo nieskromnie - swoim własnym kolorze. :D Było to moje trzecie podejście do henny i bez wątpienia najbardziej udane. Poprzednie kolory możecie podejrzeć tutaj: czysty Orzech Laskowy (klik) i 50 g Orzech Laskowy + 10 g Karmelowego Brązu (klik).





Tym razem Opatrzność nade mną czuwała. W Pigmencie bowiem nie mieli ani próbek ani małej objętości Karmelowego Brązu - zamierzałam odwrócić poprzednie proporcje i dać 10 g Orzecha na 50 g Karmelu. Trochę zdesperowana, trochę wystraszona zdecydowałam się na dużą puchę ciepłego odcienia. Nieco obawiałam się marchewki na głowie, na szczęście koniec końców zostałam baaardzo pozytywnie zaskoczona. ;) 

Odcień, jaki uzyskałam, to prześliczny głęboki brąz moich marzeń. Mieniący się w słońcu na miedziany odcień, jakiego nie powstydziłaby się nawet Kasztanka Piłsudskiego. ;) Oczywiście zdjęcia nie oddają choćby krztyny uroku tego koloru, ale do tego już zdążyłam przywyknąć. :D 




Kolor wygląda naprawdę ładnie i naturalnie. Tuż po hennowaniu był rzecz jasna bardziej intensywny i miedziany, obecnie już nieco się wystudził, choć nadal bardzo mi się podoba. :) W najbliższym czasie nie będę już eksperymentować z innymi odcieniami czy mieszankami i zostanę przy czystym Karmelowym Brązie na dłużej. :) 

Co do samej kondycji włosów, to nie mam nic do dodania ;) Henna działa na nie bardzo dobrze - mniej się przetłuszczają, są takie porządniejsze i gładsze w dotyku. Wydają się też być grubsze, choć oczywiście nie jest to niesamowicie spektakularna zmiana. 

Na moje średniej długości włosy zużyłam ok 3/5 opakowania 100g. Produkty Orientana są dostępne na stronie producenta, a w Krakowie w niezawodnym Pigmencie. :) 




Na koniec muszę Wam jeszcze za coś podziękować... 26 lutego mój blog skończył dwa lata! :) Wszystko to oczywiście dzięki Wam, bo przecież nikomu przy zdrowych zmysłach nie chciałoby się pisać dwa lata w eter. Niestety nie miałam czasu na żaden jubileuszowy post, a nie chciałam też dodawać czegoś na szybko... Tak czy inaczej, z tego miejsca serdecznie dziękuję każdej mojej Czytelniczce z osobna, i tym cichym, i aktywnie komentującym. Gdy uświadamiam sobie, że za wszystkimi tymi cyferkami stoją prawdziwi ludzie, zaglądający tu dlatego, że coś ich zaciekawiło czy zainteresowało... aż brak mi słów. :) Dziękuję! Mam nadzieję, że zbliżająca się wiosna pozwoli mi zreperować swoje piśmiennicze statystyki i częściej będziecie miały powody, aby mnie tutaj odwiedzać. :) 

Ściskam Was wszystkie gorąco! :)
Kasztanowa A. 

Linkin