Kreska. Łapka w górę, kto nigdy nie klął pod nosem podczas próby jej malowania? Kto nigdy nie pomyślał ja tak nigdy nie będę umieć? Jeśli znajdzie się taki śmiałek, to mogę się założyć, że będzie w znacznej mniejszości. :D
Kreska jest czymś tak wyraźnym i mocnym (bez znaczenia, jakiej jest grubości czy długości) że niemal zawsze gra pierwsze skrzypce w makijażu. Zwraca uwagę na oko tak bardzo, że równie dobrze mogłybyście krzyczeć przez megafon cały dzień - hej hej, patrzcie na moje powieki! Efekt byłby podobny. :) Skoro tak bardzo skupia spojrzenia, warto zadbać o to, by była perfekcyjna. Lepiej nie mieć jej wcale, niż mieć niedbałą, niechlujną czy nierówną.
Sama długo nie mogłam dojść do tego, jak rysować kreskę, aby była naprawdę dopracowana. Wreszcie po miesiącach prób i błędów, upapranych linerem rzęs, niesymetrycznych jaskółek, nierówno zwężających się w wewnętrznych kącikach czy zbyt grubych krech doszłam do tego, jak to się robi. Na moich oczach, moich, własnych, schowanych takich, wycofanych i głęboko osadzonych. Nie ręczę za osoby wypukłookie, nigdy takich nie miałam okazji malować. ;)
Dzisiaj opowiem Wam, jak wykonuję kreski na powiece - będzie nie tyle o samej technice wykonywania kreski, co o wszystkim innym, co po drodze jest ważne. Bo tak naprawdę nawet najrówniej i najpiękniej namalowana kreska nie będzie wyglądać ładnie, jeśli nie zadbany o odpowiednią dla niej oprawę. :)
1. Zakryte cienie pod oczami, podkreślone załamanie i brwi
Tego, że absolutnie żaden makijaż nie będzie dobrze wyglądał bez zakrycia cieni myślę, że nikomu nie muszę tłumaczyć. Nieistotne, jak bardzo misterną pracę odwalimy na powiekach, fioletowe zasinienie unicestwi wszystkie nasze starania. U mnie w tych obszarach doskonale spełnia się korektor Collection Lasting Perfection 01. Jest idealnie żółciutki, bardzo jasny i naprawdę niesamowicie trwały. Używam go także na policzkach, na niedoskonałościach i przebarwieniach oraz jako bazę pod cienię - super produkt!
Podobnie jak zakryte cienie, brwi ogrywają równie istotną rolę w każdym makijażu. W przypadku kreski są podwójnie istotne. Liner mocno skupia spojrzenie innych na powiekach i to one wysuwają się na pierwszy plan. Z niepodkreślonymi, mało widocznymi brwiami twarz nagle ogranicza nam się do samej linii rzęs - potrzebujemy czegoś, co przywróci jej harmonie i proporcje.
Powyższe dwa punkty są tak samo ważne dla absolutnie każdej twarzy. Podkreślone załamanie jest natomiast szczególnie istotne w przypadku osób o budowie oka podobnej do mojej - to najprostszy i najbardziej efektowny sposób, na wydobycie i powiększenie oczu głęboko osadzonych. Ja w tym celu zawsze używam matowych cieni - zazwyczaj średnich brązów, rzadziej ceglastego czy burego koloru. Bez podkreślonego załamania moje oko z kreską wygląda po prostu niepełnie - cała iluzja powiększającego oko makijażu kończy się wraz z linią eyelinera. Z wycieniowanym obszarem nad ruchomą powieką całość zyskuje spójności i głębi. To tylko minuta więcej roboty, a naprawdę robi ogromną różnicę! :)
|
Oko gotowe na kreskę. :) |
2. Gwóźdź programu!
Z tak gotowym okiem możemy przystąpić do malowania samej kreski. Aby była ona równiusia i dopracowana, potrzebujemy odpowiedniego narzędzia. Kiedyś bardzo lubiłam
Liquid Precision z Eveline, o którym obszerniej pisałam tutaj -
klik. Wciąż doceniam jego wygodny, gąbeczkowy aplikator, ale odkąd poznałam
żelowy eyeliner z Maybelline wiem, że to zupełnie inny komfort pracy. Jest tak nieprawdopodobnie masełkowy i tak cudownie gładko sunie po powiece, że tego nie da się opisać słowami!
Do aplikacji żelowego eyelinera potrzebujemy odpowiedniego pędzelka. Sama chętnie korzystam z tego dołączonego do opakowania oraz z płaskiego pędzelka do ust. Nie lubię w tej roli pędzelków skośnie ściętych, ale jest to kwestia bardzo indywidualna i każdy musi znaleźć pasujące mu narzędzie. ;)
Myślę, że opisywanie tego, jak krok po kroku rysuję kreskę nieco mija się z celem. Sama przeczytałam dziesiątki takich poradników a to, jak sama to robię to wypadkowa wszystkich z nich. Każdy i tak zrobi to w sposób, który jest dla niego najwygodniejszy - grunt tylko, żeby przestrzegać kilku zasad. To one zagwarantują nam idealną kreskę, a nie fakt, czy zaczniemy ją od wewnętrznego, czy od zewnętrznego kącika. ;)
- Jaskółka musi być przedłużeniem dolnej powieki!
Zasada absolutnie święta. Nie znam ani nie potrafię wyobrazić sobie osoby, która dobrze by wyglądała ze zbyt nisko zjeżdżającą kreską. Oko wtedy wydaje się smutne i opadające. Nie warto także rysować kreski pod zbyt ostrym kątem - to z kolei funduje nam wiecznie zdziwioną minę, choć w moim odczuciu jest już mniejszym błędem, niż obieranie zbyt dużego kąta.
Mój sposób na linie pod odpowiednim kątem? Przykładam pędzelek do zewnętrznego kącika dolnej powieki i patrząc na wprost, rysuję dolną granicę kreski. Później jej kraniec łączę z górą powieką, tworząc sobie kontur trójkąta, który następnie wypełniam.
- Kreska nie powinna zajmować całej powieki!
Oczywiście są osoby, które lubią taki makijaż i nie widzę powodu, żeby mieć cokolwiek przeciwko nim. :) Moje oko jednak znacznie lepiej wygląda, gdy między kreską a załamaniem jest jeszcze widoczna powieka. Inna sprawa, że zbyt gruba kreska skraca optycznie rzęsy - jeśli nie wystają one nad linię, przy otwartym oku są niemal niewidoczne. Dlatego ważne jest, aby znać umiar i nie rysować sobie kresek grubości połowy palca. :D
To kolejny punkt, na który warto zwrócić uwagę. Operując linerem żelowym nie mam już problemu z poszarpaną kreską - produkt jest tak miękki, że nie tworzy ostrych krawędzi. Zdarza się jednak, że podczas rysowania omsknie nam się ręka - wtedy najlepiej ratować się - jak najszybciej! - czystym, precyzyjnym pędzelkiem zmoczonym w płynie micelarnym lub spiczasto zakończonym patyczkiem kosmetycznym. Jeśli mimo wszystko macie problem z narysowaniem gładkiej linii, dobrym patentem jest rozmazywanie jej czarnym cieniem - taka rozmyta kreska wiele nam wybacza, a wygląda równie ładnie - jeśli oczywiście nie przesadzimy z rozcieraniem jej na całą powiekę. ;)
Rzęsy są kolejnym punktem, którym warto poświęcić uwagę. Jeśli tylko kreska nie jest zbyt gruba, mocno skupia na nich uwagę. Co z tego wynika? Gdyby nasz tusz byłby sklejającą paskudą zostawiającą nam mnóstwo grudek na końcówkach rzęs, kreska tylko podkreśli ten efekt.
A Wy, jak często rysujecie kreski? Doszłyście już do perfekcji, czy wciąż ćwiczycie? Na co szczególnie zwracacie uwagę? Bardzo mnie ciekawi, czy tak jak ja nie możecie obyć się bez dodatkowej pracy z cieniami w załamaniu, czy może kreska robi Wam całą robotę i oprócz niej nie potrzebujecie niczego więcej?
Mnie oczywiście nadal zdarza się bad eyeliner day, kiedy jaskółki rozjeżdżają się pod totalnie różnym kątem, kreski w wewnętrznym kąciku zwężają się w różnych punktach, a całość jest tak niesymetryczna, jakby przynajmniej był to efekt pieczołowicie zaplanowany... cóż, pocieszam się tylko, że zdarza mi się to coraz rzadziej. :D
Jak jest z Waszymi kreskami? A może zupełnie ich nie malujecie? :)