sobota, 9 kwietnia 2016

8 miesięcy z henną! Moje wrażenia i przemyślanie na temat naturalnej koloryzacji (Masa zdjęć!)





Tytuł miał brzmieć PÓŁ ROKU Z HENNĄ (jakoś tak sensowniej, nie?). Tylko jakoś za późno za ten post się wzięłam, koniec końców mamy więc osiem miesięcy. 2/3 roku chyba też mogą być, prawda? :D 

O hennowaniu włosów myślałam od baaardzo dawna. Chodziło mi to po głowie zdecydowanie dłużej, niż myśl o założeniu bloga, a ten niedawno skończył dwa lata. Wzbraniałam się jednak rękami i nogami, tłumaczyłam sobie, że wcale mi to nie jest do szczęścia potrzebne, że będę się męczyć z odrostami, przesuszonymi włosami i gniewem przedwiecznego bóstwa Słowiańskich Myszek Polnych. Bo ja naprawdę lubiłam swój naturalny mysi blond!



Klik w zdjęcie przeniesie Cię do posta


Ścięcie włosów dało mi jednak tyle energii do zmian, że i na hennę się skusiłam. Absolutnie nie żałuję! Dziś mam już za sobą kilka koloryzacji z mieszkankami sporządzanymi w różnych proporcjach. Pomyślałam, że zebranie moich doświadczeń w jeden post może być pomocne dla osób, które wciąż się wahają lub po prostu są zainteresowane tematem naturalnej koloryzacji. 

Na samym początku koniecznie muszę wspomnieć o tym, jakie były moje włosy. Bardzo cienkie, ale normalnej gęstości. Delikatne, wrażliwe, skłonne do puszenia i przesuszania. Bardzo źle reagowały na ciepło suszarki, słoną wodę czy słońce. Ich naturalny kolor zmieniał się wraz z porą roku. Jak wpłynęła na nie henna? 




Włosy w naturalnym kolorze, styczeń - maj 2015




Włosy są grubsze i mniej podatne


To chyba największa zmiana. Obecnie mój pojedynczy włosek nie jest tak cienki jak dawniej. Trudno go przerwać, podczas gdy jeszcze rok temu z łatwością mogłam rozerwać włos w dowolnym miejscu, nie wkładając w to wiele siły. Wynika z tego kolejna zmiana - włosy stały się mniej podatne na odkształcenia. Dawniej wystarczyło je związać w koczka na kilkanaście minut, żeby cieszyć się falami. Dziś potrzebują do tego dużo więcej czasu, szybciej też wracają do prostej formy. Mniej odkształcają się od poduszki, czapki czy gumki. To akurat za bardzo mnie nie cieszy - znacie moje odwieczne pragnienie posiadania kręconej burzy na głowie, prawda? :D 




Tuż po spłukaniu henny Karmelowy Brąz i wysuszeniu suszarką - bez grama odżywki czy serum. Nieco spuszone i lekkie, ale wierzcie mi - dawniej byłoby dużo gorzej. Proste jak w mordę strzelił.




Wolniej się niszczą, lepiej znoszą wysoką temperaturę


To kolejna zmiana wynikająca z pogrubienia pojedynczego włosa. Dawniej moje włosy bardzo szybko się niszczyły. Musiałam przykładać dużo uwagi do ich odpowiedniej pielęgnacji. Bez codziennego olejowania i zabezpieczania końcówek błyskawicznie się rozdwajały, puszyły i wyglądały po prostu źle. Obecnie olejuję włosy baardzo rzadko, suszę je niemal za każdym razem, często zapominając przy tym o serum na końce. Mimo to włosy wciąż są zdrowe i mocne - i zasługa w tym henny, jestem pewna!







Są mniej skłonne do przesuszania, nie tracą tak szybko nawilżenia



Punkt wynikający bezpośrednio z poprzedniego. Lepiej znoszą wysoką temperaturę suszarki głównie dlatego, że nie tracą tak szybko nawilżenia. Łuski są bardziej domknięte, a włosy mniej wrażliwe na gorący nawiew. Nie puszą się tak łatwo, są po prostu trochę prostsze w obsłudze. :)



Podsumowując - jest super. Włosy naprawdę wiele zyskały po tych kilku aplikacjach henny, nieco zwalczyłam w ten sposób ich cienką i delikatną naturę. Nie mogę też narzekać na odrosty - jakoś tak całkiem dobrze komponują się z resztą i nie odcinają się w widoczny sposób.  Jestem więc naprawdę zadowolona. :) Dzięki hennie włosy są mocne i zdrowe, a ja spokojnie mogę je zapuszczać kompletnie nie przejmując się zmasowaną pielęgnacją. Dawniej musiałam poświęcać im masę uwagi, obecnie nie robię tego już praktycznie wcale. Mimo to dzielnie radzą sobie same - od wielkiego cięcia podcinałam je raz i to bardziej z przyzwoitości niż realnej potrzebny. Jeszcze z dwa lata temu (przy włosach podobnej długości co teraz) było to zupełnie nie do pomyślenia.

Na koniec zostawiam jeszcze małe zestawienie kolorów, jakie miałam na głowie - może komuś się przyda. :)






1. Naturalny kolor miesiąc przed pierwszym hennowaniem - ciepły, miodowy ciemny blond, który tak ładnie wyglądał tylko po lecie. :P
2. Pierwsza henna - 50 g Orzech Laskowy Orientana trzymany niecałą godzinę - klik, post. 
3. Druga henna - 50 g Orzech Laskowy Orientana + 10 g Karmelowy Brąz Orientana, trzymany jakieś dwie godziny - klik, post. 
4. Trzecia henna - 50 g Karmelowy Brąz Orientana trzymany 4 godziny (czysty Karmelowy Brąz robiłam dwa razy, tutaj podejście drugie) - klik, post


Jak widać, z każdym kolejnym hennowaniem włosy są ciemniejsze. Kolor z poprzedniej henny zostaje podbity nową, tym sposobem odcień jest coraz bardziej głęboki. :) Ostatnie zdjęcie średnio oddaje kolor uzyskiwany Karmelowym Brązem, na żywo bliżej mu do zdjęcia trzeciego z większą ilością miedzianych poblasków. Tak czy inaczej, jestem w nim zakochana. :)

Na koniec słów kilka o dwóch odcieniach Orientany, jakich używałam. Orzech laskowy jest zdecydowanie chłodniejszy, na moich ciepłych naturalnych włosach dał neutralny, średni brąz. W świetle słonecznym mienił się na przeróżne odcienie, ale ciężko było dopatrzeć się w nim rudości czy czerwieni. Uwaga jasnowłose - może złapać dość ciemno, u mnie po godzinie trzymania dał już dość ciemny kolor (więcej zdjęć tuż po koloryzacji tutaj: klik). Posty, w których lepiej widać kolor po kilku tygodniach: klik, klik, klik



Orzech laskowy po wielu praniach ;) Tutaj już zaczął spod niego przebijać mój naturalny kolor - pierwsza henna wypłukała się z włosów, każda kolejna jakby mocniej się z nimi połączyła


Karmelowy brąz daje cieplutki, średni odcień z widocznymi, miedziano-rudo-czerwonymi tonami. Robiłam go już na poprzednim kolorze, nie wiem więc, jak złapałby na ciemnym blondzie. Podejrzewam jednak, że w takim wypadku mógłby wyjść zdecydowanie bardziej rudo. Na neutralnym brązie dał bardzo ładny, głęboki kasztan, który jest ucieleśnieniem moich najskrytszych marzeń i fantazji na temat koloru włosów. :) Więcej zdjęć tutaj: klik, klik, klik




Karmelowy Brąz niedługo po hennowaniu



Uff, chyba skończyłam. To znaczy pewnie nie napisałam jeszcze o całym mnóstwie rzeczy, o których napisać powinnam, ale sądząc po długości tego posta to wypadałoby już o tym nie pisać. :D Tak czy inaczej, mam nadzieję, że moje przemyślenia komuś się przydadzą. :) 

Koniecznie dajcie znać, który kolor Wam podoba się najbardziej i jakie Wy macie doświadczenia z henną. Pokochałyście naturalną koloryzację tak mocno, jak ja, czy może macie z nią niezbyt udane wspomnienia? 

Ściskam!

Linkin