Hej! :) Udało mi się wygospodarować chwilkę czasu, żeby napisać co nieco o masce, o której chciało przeczytać kilka z Was. Tak więc szybciutko przechodzę do konkretów. :)
Na wstępie podzielę się moim tajnikiem na to, jakim cudem zużyłam ją tak szybko. Pokazywałam ją we wrześniowych nowościach - tutaj - a w październiku znalazła się już w denkowym koszyku - o tutaj. Kupiłam ją na współkę z siostrą, to po pierwsze, więc do dyspozycji miałam tylko 500 ml tego produktu. Po drugie używałam jej przed myciem i po myciu niemal codziennie, więc na dobrą sprawę mogłabym ją liczyć jako 250 ml. :D Nie mniej jednak zdążyłyśmy się dobrze poznać i postara Wam się opowiedzieć, jak nasza znajomość wyglądała.
Skoro już przy wymiarach jesteśmy... jak już wspomniałam, maskę kupujemy w wielkim, szalenie niefotogenicznym litrowym słoju. Niefotogenicznym nie dlatego, że brzydkim. Do samej szaty graficznej nic nie mam, a ten bananowo żółty kolorek jest bardzo optymistyczny i rzucający się w oczy. Po prostu słój o takich wymiarach bardzo trudno sensownie umieścić w kadrze tak, żeby było widać dokładnie napisy na etykietach i żeby nie zajmował całego zdjęcia. :P Po za tym osobiście nie lubię, kiedy skład jest napisany na okrągłym opakowaniu, bo źle się go czyta, a jeszcze gorzej fotografuje. ;)
Tak, o tym właśnie mówiłam. |
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol,
Cetrimonium Chloride, Olea Europaea Oil, Parfum, Citric Acid,
Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Propylene Glycol, Musa Sapientium
Fruit Extract, Niacinamide, Calcium Pantothenate, Sodium Acsorbyl
Phosphate, Tocopheryl Acetate, Pyridoxine HCI, Maltrodextrin Sodium
Starch, Octenylsuccinate Silica, Benzyl Alcohol, Methylchloroisoth
Iazolinone, Methylisothiaz Olinone.
Skład jak widzimy jest dość prosty. Na czwartym miejscu mamy oliwę z oliwek, a zaraz za nią zapach. Po nim jest kilka ciekawych substancji, ale powiedzmy sobie szczerze, jest ich tyle, co kot napłakał. ;) Maska więc jest jak najbardziej odpowiednia do wszelkiego rodzaju tuningów półproduktami i różnymi kuchennymi skarbami, spokojnie możemy nałożyć ją pod olej czy nawet spróbować jej w roli odżywki myjącej - o nich pisałam tutaj.
Co z efektami? U mnie szczerze mówiąc były bardzo różne! Od lekkich, niedociążonych, spuszonych i fruwających piórek po miękkie, zbite i dociążone pukle. Nie zależało to od pogody, to w trakcie jej testów wszystkie cieszyłyśmy się piękną, złotą polską jesienią i mniej więcej niezmiennymi warunkami. Nie zależało to także od kombinacji innych produktów, jakie towarzyszyły tej masce - mieszana z proteinową Babuszką Agafią - klik raz zachwycała, a raz robiła na głowie mopa. Kilka kropel oleju dodanego do porcji maski - to samo. Użyta na pięć minut, na dziesięć, pół godziny - raz szał, a raz nie-wiadomo-co. Użyta w duecie z mocnym i słabszym szamponem, użyta do emuglowania oleju i jako zwykłe O w OMO, użyta trzy dni z rzędu i po trzydniowej przerwie... Za każdym razem nowy efekt! Naprawdę, miesiąc stosowania jej to była prawdziwa rosyjska ruletka, nigdy nie widziałam, na co trafię. :D
Maska za to przypasowała mojej siostrze Natalii - o jej włosach mogłyście przeczytać tutaj. U niej najlepiej spisuje się wymieszana z inną maską tej firmy - Kallosem Color (o której pisałam Wam jakiś czas temu tu). Natalii twierdzi, że zapach jest cudowny (mnie nie porwał, ale ja generalnie nie lubię bananów :p), a włosy, oprócz tego, że pachną aż do następnego mycia, to są miękkie i miłe w dotyku.
Podsumowując, maska nie dała mi fenomenalnych, albo przynajmniej przewidywalnych efektów, więc nie sięgnę po nią już więcej. Nie znaczy to jednak, że uważam, że to zły produkt - skład jest całkiem w porządku, a cena - 11 złotych - jest śmiesznie niska. Jeśli dodatkowo - jak ja - macie partnerkę do testów, to kupienie jej na współkę jest dobrym interesem. Za niecałe 6 złotych zyskacie pół litra przyzwoitej maski, która nawet jeśli nie spisze się solo, to zawsze można kombinować pod olej, z olejem, po oleju... możliwości jest mnóstwo, ja przerobiłam ich bardzo dużo i po prostu szukam dalej. ;)
A tak na koniec mały backstage. :D
- Kochanie, masz może banany w domu?
- Matko, na co Ci banany?
- Do zdjęcia potrzebuję, jako tło...
- Daj, ja Ci zrobię!
A z okazji zbliżającego się weekendu - dużo odpoczynku wszystkim życzę, nawet w tej grobowej atmosferze. ;)
P.S
Za każdym razem siadam przed laptopem i mówię sobie: ok, dzisiaj napiszę szybką, krótką recenzję! A za każdym razem wychodzi, że wcale taka krótka nie jest. Nie przeszkadza Wam to? Może wolałybyście bardziej skondensowane informacje na temat moich kosmetyków?