wtorek, 9 czerwca 2015

177. L'Oréal Paris True Match. Podkład idealny?



Dziś opowiem Wam o podkładzie, który kusił mnie od dłuższego czasu. Kusił luksusem, piękną buteleczką, udaną reklamą. Zwróciłam na niego uwagę w drogerii już kilkanaście miesięcy temu, skutecznie jednak odstraszała mnie jego cena. W końcu przyszedł Rossmann ze swoją promocją -49% na kolorówkę, a ja stałam się posiadaczką swojego wyśnionego Loreal True Match w odcieniu D1W1.





Moim skromnym zdaniem podkład prezentuje się naprawdę pięknie. Zgrabna, szklana buteleczka, bardzo udany design, srebrne wykończenia. Uciecha dla oka takiej sroki jak ja.



Podkład ma piękny, jaśniutki i żółciutki odcień. Nie spotkałam się jeszcze w drogeryjnej szafie z tak ładnym ciepłym kolorem. Moja cera nie jest jakoś wybitnie blada, ale mimo wszystko większość żółtych podkładów jest dla mnie zbyt ciemna. Dopiero stosunkowo niedawno dojrzałam do tego, że moja twarz jest dużo jaśniejsza, niż mi się zawsze wydawało. Przekłamanego koloru dodają jej moje wieczne rumieńce - to właśnie za ich sprawą dobierałam sobie o ton za ciemne podkłady. D1W1 idealnie stapia się z kolorem mojej skóry na linii żuchwy, zgrywa się z szyją, choć na dłoni wcale tego nie wróży.








Czy True Match spełnił moje oczekiwania? Czy na twarzy wygląda równie pięknie, co w buteleczce?


Nie. Rzeczywistość szybko zweryfikowała mój początkowy zachwyt. Z Rossmanna wybiegłam z nim cała w skowronkach (muszę dodawać, że zgarnęłam ostatnią sztukę tego odcienia? Na 100% niezmacaną, bo przyczajoną na dnie szuflady i wygrzebaną przez uprzejmą panią ekspedientkę?) Nie mogłam się oprzeć, pierwsze testy wykonałam już w łazience w centrum handlowym. I tutaj nastąpił też pierwszy, poważny dość zawód - formuła, która na dłoni wydawała mi się lekka, choć kryjąca i dość nawilżająca, nie dawała się w żaden sposób wtopić w skórę twarzy. Z już nieco ostudzonym entuzjazmem wróciłam do domu, wrzuciłam do szafki i modliłam się o więcej pomyślności rankiem.








Dość długo zajęło mi dogadanie się z tym produktem. Słowem klucz okazała się odpowiednia aplikacja. Otóż True Match absolutnie nie nadaje się do wklepywania, a tak aplikuję płynne fluidy. Nie rozcieram ich na twarzy, jedynie wklepuje opuszkami. Stosując taki sposób z TM uzyskiwałam efekt ciężkiej i jakby suchej maski. Okazało się, że  L'Oréal trzeba najpierw dokładnie wetrzeć, jakby wpracować w skórę, a dopiero potem wklepać opuszkami. Na mojej twarzy tylko tak wygląda dobrze. Nie polubił się ani z flat topem, ani z gąbką do makijażu.



Bardzo trudno opisać formułę tego produktu. Z pompki wycieka nam płynny, rzadki fludi. Po rozrarciu jednak wychodzi z niego jakaś matowość, może bardziej satynowość... naprawdę nie potrafię tego efektu ani opisać, ani ująć na zdjęciach. Polecam zaznajomienie się z testerami. ;)









Po ogarnięciu odpowiedniej aplikacji na nowo polubiłam ten produkt. Polubiłam, ale nie pokochałam. Na twarzy wygląda ładnie, ale tak naprawdę cały jego urok ukazuje się dopiero po kilku godzinach noszenia. Gdy gruczoły wyprodukują już nieco sebum, podkład do reszty stapia się z cerą, wygląda świeżo i promiennie. Ze względu na tę właściwość nie polecałabym go osobom borykającym się z suchą skorą. Bez problemu i bez większych szwanków utrzymuje się do wieczora, nie ściera się z lini uśmiechu, nie podkreśla nadmiernie zmarszczek. Jest w porządku, ale spodziewałam się prawdziwego wow. Czegoś, co będzie wyglądać pięknie od rana do wieczora. Tutaj efekt jest całkiem ładny, krycie przyzwoite, ale.. no właśnie, jakieś ale jest.












Połowa twarzy czysta, połowa z Loreal True Match. Widać, że koloryt jest ujednolicony. Tego dnia moja skóra była wyjątkowo mało zaczerwieniona, trafiłam na lepszy dzień. Przy większym rumieniu efekt jest podobny.







I cały makijaż. Nie użyłam żadnego korektora ani zielonej bazy pod makijaż. True Match naprawdę dobrze radzi sobie z kryciem mniejszych niedoskonałości i przebarwień. Zdjęcia robiłam tuż po aplikacji i podkład po prostu jest widoczny na twarzy. Nie jest to jeszcze maska, jaką uzyskiwałam starą metodą aplikacji, ale w pełni naturalne wykończenie też to nie jest. Mimo wszystko nawet go lubię i  z przyjemnością zużyję. Tak jak wspomniałam, po kilku godzinach noszenia bardziej wtapia się w cerę i wygląda po prostu lepiej. 






W Rossmannowskiej przecenie -49% warto było skusić się na ten produkt, jednak za cenę regularną, prawie 60 zł... cóż, żałowałabym takiego zakupu.


Miałyście do czynienia z tym podkładem? Jakie są Wasze ulubione produkty z tej kategorii? :)








wtorek, 2 czerwca 2015

176. Podsumowanie wiosennego zapuszczania włosów.






Wczoraj zakończyła się akcja wiosennego zapuszczania zorganizowana przez naszą kochaną i nad podziw skrupulatną Ewę z wlosynaemigracji.eu. :) Przyszedł więc czas na podsumowanie tego, ile centymetrów udało mi się wyhodować i czego w tym czasie używałam. :) 




  • Luty: + 2 cm, długość: 63 cm



Pierwszy miesiąc akcji i wielki zapał do wcierania. Używana wcierka: Joanna Rzepa (dwie butelki), wypadanie ograniczone, suplementacji brak, jak i w przypadku pozostałych miesięcy. 




  • Marzec: + 2 cm, długość: 65 cm


Zmiana wcierki, do akcji wkroczył Seboradin Niger (recenzja na dniach). 



  • Kwiecień: + 2 cm, długość 65 cm*



Na początku kwietnia pokusiłam się o podcięcie ostatnich dwóch centymetrów włosów maszynką (post o podcięciu - klik). Do końca miesiąca udało mi się jednak wyhodować kolejne dwa centymetry, wróciłam więc do długości z końca marca - stąd gwiazdka. Wcierka: Seboradin Niger



  • Maj: + 1 cm, długość: 66 cm 


W minionym miesiącu skończył się Seboradin, nie zastąpiłam go nową wcierką. Dopadło mnie także wzmożone wypadanie, przyrost wyniósł jeden centymetr. 




W ciągu 4 miesięcy zapuszczania udało mi się wyciągnąć 7 dodatkowych centymetrów, z czego w rzeczywistości przybyło mi 5 (podcięcie). Czy jestem zadowolona? O tak! Bez akcji pewnie nie zmobilizowałabym się do regularnego wcierania, jeszcze raz więc dziękuję kochanej Ewie za porządnego kopniaka. :) Na zdjęciach prezentuje się to tak:







Oba te zdjęcia są wykonane z ciut innej perspektywy, więc trudno je porównywać. Jeśli jednak za punkt odniesienia wziąć lewy łokieć na pierwszym zdjęciu i prawy łokieć na drugim wtedy widać, że faktycznie trochę ich przybyło. :) 

Najbardziej cieszy mnie to, że włosy przerzucone na przód wreszcie przekraczają magiczną barierę do piersi, która była moim wielkim marzeniem jakieś dwa lata temu, gdy włosy sięgały trochę za obojczyki. ;) 


A Wy, brałyście udział w akcji Ewy? Jeśli tak, koniecznie dajcie znać, ile centymetrów Wam przybyło! :) 



poniedziałek, 1 czerwca 2015

175. Włosowa aktulizacja (16) - Maj

Powitaliśmy już czerwiec, pora więc na tradycyjne podsumowanie minionego miesiąca. Ten był naprawdę szalony, co odbiło się także na stanie włosów. ;)






Pierwsza połowa maja minęła pod znakiem matur. W dni, kiedy nie miałam żadnego egzaminu nie myłam włosów i muszę przyznać, że pierwszy raz od jakiś 10 lat zaczęłam to robić co dwa dni. Bardzo mnie to cieszy!
Niestety, mimo stosowania wcierki, dopadło mnie ogromne wypadanie włosów. Podejrzewam, że jest to mocno związane ze stresem. Przez większość maja moja skóra była nie do poznania - mnóstwo problemów i niedoskonałości na twarzy, okropne uczulenie nie wiedzieć na co na powiekach, nadwrażliwość na całym ciele, łamiące się w oczach paznokcie... no i wypadające włosy. Całe mnóstwo. :< Żeby było zabawniej, nie stresowałam się ani trochę i aż mi było głupio widząc całe roztrzęsione koleżanki. Najwidoczniej u mnie wszystko zostało poza świadomością. Tylu włosów przy myciu to jeszcze chyba nigdy nie traciłam. :( Na szczęście rośnie mi prawdziwa armia małych włosków, mam więc nadzieję, że nie dorobię się przerzedzenia.
W porównaniu do poprzednich miesięcy, pielęgnacja pozostała bez zmian. Muszę jednak przyznać, że dużo gorzej było z moją systematycznością.


  • Przed myciem:

* olej lniany + olej z awokado
* Wellness & Beauty, olej do ciała (pod koniec maja)
* Anna Cosmetics, Nafta kosmetyczna (gdy brakowało czasu) -> klik 



  • Mycie:

* Yves Rocher, szampon do włosów zniszczonych
* Biały Jeleń, szampon do włosów z ekstrektem z bawełny (mocniejsze oczyszczanie) -> klik



  • Odżywianie:

* Kallos Chery - odlewka od Kasi :)
*Biovax, Trzy oleje - co mycie -> klik
* Biały Jeleń, odżywka do włosów z bawełną - co kilka myć -> klik
* Seboradin Niger, wzmacniający lotion przeciw wypadaniu - na skalp




Aktualna długość: 66 cm || Przyrost: 1 cm







W porównaniu do zeszłego roku wygląda to tak.





Mam nadzieję, że w czerwcu włosy się uspokoją i przestaną ode mnie uciekać. :) Planuję także wrócić do systematycznego olejowania i bardziej je dopieszczać. Czuję, że nie są już tak miękkie i milusie jak kilka miesięcy temu.

A jak minął maj na Waszych głowach? :) O tym, co się działo w poprzednim miesiącu, opowiedziałam Wam w poprzednim poście. :) 






Ściskam mocno! 

Linkin