środa, 27 stycznia 2016

WŁOSY: Zima 15/16. Aktualna pielęgnacja





Hej! Zgodnie z obietnicami, przygotowałam wreszcie prawdziwie włosowy post jak za dawnych czasów. :) Mam nadzieję, że te z Was, które o to prosiły w komentarzach znajdą tu dla siebie coś ciekawego. :) Pierwszy raz od stuleci pokażę Wam aktualnie używane kosmetyki, poopowiadam, co zmieniło się w ciągu ostatnich tygodni i jakie mam plany na najbliższy czas. Zapraszam ja i zaprasza Mimi! :)

Zdjęcie, które widzicie powyżej jest najbardziej aktualne. Przedstawia fryzurę w nader niekorzystnym stanie, tuż po wstaniu z łóżka i rozpuszczeniu koka - stąd te ognioty, nieułożone końcówki i lekki przyliz. Widać jednak, jakie są już długie! Po wakacyjnym cięciu ledwo omiatały koniuszkami wierzch ramion. :)





Zima dla wszystkich cienkowłosych jest wyjątkowo ciężkim okresem. Jak co roku, bardzo mocno zaprzyjaźniam się na ten czas z wszelakiej maści silikonami. Tuż po myciu stosuję serum Pantene, o którym pokrótce wspominałam już tutaj - klik. Bardzo ładnie wygładza i dyscyplinuje włosy, nie da się jednak z nim przesadzić. Naprawdę super! 

Prócz lekkiego serum używam także fioletowej mgiełki Gliss Kura. Stosuję ją głównie na mokre włosy, choć czasami zdarza mi się także psiknąć po wysuszeniu. W koszyku widzicie jeszcze dwa produkty: Batiste, którego używam sporadycznie, oraz piankę Nivea. To już drugie opakowanie tego stylizatora i naprawdę bardzo ją lubię. W porównaniu do innych, drogeryjnych produktów tego typu ona wyróżnia się względnie dobrym składem i fajnym działaniem. Wgniatam ją w mokre włosy przed suszeniem, dzięki czemu na dłużej są puszyste i pełne objętości. 





Jeśli chodzi o resztę pielęgnacji, to jest naprawdę minimalistycznie. Ukochanym olejem jest obecnie Babydream fur Mama, który leje się u mnie dosłownie litrami. Używam go nie tylko na włosy, ale też do mycia twarzy i ciała. Z jego pomocą czyszczę także gąbki i pędzle po produktach kremowych. 

Jako pierwsze O najczęściej używam Balsamo Il Milano. Do niczego innego zbyt się nie nadaje, w takiej roli przynajmniej dobrze emulguje olej i przygotowuje włosy na dalsze produkty. Recenzję tego produktu mogłyście już przeczytać tutaj: klik.

Szampon, którego aktualnie używam to Alberto Balsam o zapachu malin. Kiedyś odżywka z tej serii była moim prawdziwym ulubieńcem. Jakiś czas temu postanowiłam zafundować sobie ten duet i... pożałowałam. Odżywkę zdążyłam już skończyć, bo po zmianie składów nie dość, że działa słabo, to jest potwornie niewydajna. Szampon też już pomału się kończy i na pewno więcej do niego nie wrócę. 

Po myciu używam dwóch produktów: odżywki Nivea Intense Repair lub Toksańskiej Maski z Planety Organici. Pierwszy produkt to siostra kultowej Long Repair, której akurat nie było w Rossmannie, kiedy miałam na nią ochotę. IR gości u mnie nie pierwszy raz i naprawdę bardzo ją lubię. To chyba jedyna proteinowa odżywka, której mogę używać praktycznie co każde mycie! 







Zielona Maska Toskańska firmy Planeta Organica to niekwestionowany ulubieniec i prawdziwa perełka w dzisiejszym zestawieniu. :) Moje włosy bardzo się z nią polubiły. Po zastosowaniu są mięciutkie, ale lejące i plastyczne. To małe cudo znalazło się u mnie tylko dzięki memu dzielnemu Mężczyźnie, który tym samym został bohaterem miesiąca! :D Dzięki jego ofiarności udało mi się ją dorwać na promocji dnia w Pigmencie za nieco ponad 18 złotych. Maska ma gęstą, bogatą konsystencję i bardzo nietypowy zapach. Ponadto piękna szata graficzna sprawia, że jestem zauroczona bez reszty! :)






Jak już zdążyłam wspomnieć, niedawno odwiedziłam fryzjera i skusiłam się na inny kolor henny. Nowy odcień moich włosów niesamowicie mi się podoba! :) Już troszkę stracił na intensywności, dlatego w najbliższym czasie wykonam go raz jeszcze. Mieszanka, jakiej użyłam to 50 g Henny Orientana Karmelowy Brąz i 10 g (próbka) Orzecha laskowego (efekty po 50 g czystego Orzecha Laskowego - klik). To dokładnie taki ciepły, kasztanowy brąz, jaki marzył mi się od lat. :) Zmiana nie jest wielka, kolor wygląda bardzo naturalnie, a odrost jest praktycznie niewidoczny. Brzmi jak bajka, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to jednak prawda. ;) Wciąż łapię się na tym, że przechodząc koło lustra kręcę głową, żeby sprawdzić, czy kosmyki nadal tak cudownie mienią się miedzianym blaskiem. Rzecz jasna zdjęcia nie oddają tego nawet w połowie. :c

Co planuję na najbliższe tygodnie? Wciąż podtrzymuje plan zapuszczania, co nie oznacza, że nie lubię się w takiej długości. ;) Dzielnie pomaga mi w tym Joanna Rzepa wcierana po każdym myciu. Oprócz niej miałam jeszcze jednego pomocnika, o nim jednak przeczytacie w następnym poście. Będzie też konkurs! 





Koniecznie dajcie też znać, jeśli macie ochotę na podobny post o pielęgnacji twarzy (ostatni - klik) czy kolorówce, po którą najchętniej sięgam w codziennym makijażu. :) 

Ściskam cieplutko, a wszystkim Studentom życzę owocnej, bezstresowej sesji! :)


sobota, 23 stycznia 2016

Henna, fryzjer, najpiękniejszy makijaż i naprawdę ciężkie życie




Cześć Kochani! Znów nie było mnie długo za długo. I nawet nie chodzi o to, że jestem jakaś wybitnie zmęczona czy zapracowana... po prostu od pewnego czasu dręczy mnie ogromna blogo-niemoc związana głównie z technologicznymi niedomaganiami. Chciałabym tworzyć dla Was teksty najwyższej jakości, ozdobione pięknymi zdjęciami, zawierające merytoryczną treść podaną w lekkiej formie. Brakuje mi jednak sprzętu (wciąż nie dorobiłam się własnego aparatu! :<), a gdy już dorwę lustrzankę Kochanego, to zwyczajnie nie mam czasu, lub co gorsza nastroju na zabawę. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, jak ciężko mi zachować lekkie pióro po całym dniu w pracy czy na uczelni, a nie chcę Wam wciskać smutów. Bo ostatnimi czasy byłam właśnie takim chodzącym smutem, który tylko odliczał godziny do końca kolejnego dnia. A przecież nie na tym polega życie. 

Pierwsze trzy tygodnie nowego roku przeleciały jak z bicza strzelił. Choć zdarzały się wspaniałe chwile (w końcu nie codziennie kończy się 20 lat!), to 2016 rozpoczął się niestety wyjątkowo fatalnie. Swoje już jednak odszlochałam i uważam, że to tylko początek zmian na lepsze. Pierwszą z takich zmian będzie robienie więcej tego, co kocham i co sprawia mi przyjemność. Witaj z powrotem, blogosfero! 


Jeszcze przed świętami postanowiłam zrobić nową hennę. Poprzedni, orzech laskowy od Orientany (klik) już niemal całkiem się wypłukał, a mój kolor powrócił do nieco ciemniejszej wersji naturalnego. Tym razem zdecydowałam się pomieszać dwa odcienie: 50 g karmelowego brązu i 10 g orzecha laskowego. Efekt jest fantastyczny, uwielbiam swój nowy kolor całym sercem! Od hennowania minął już miesiąc, a kolor nie wyblakł tak szybko, jak poprzedni odcień. Jestem zachwycona! 






W międzyczasie, jakoś w połowie stycznia odwiedziłam też fryzjera. Trafiłam do całkiem miłego salonu w Krakowie, gdzie za naprawdę przystępną cenę zajęła się mną kompetentna pani Sylwia. Pod ostrza poszło dosłownie 1,5 centymetra końcówek i nieco więcej z pasm przy grzywce. Po powrocie do mieszkania i tak obcięłam kolejne 3 cm przy twarzy. Nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie poprawiła. :D Fryzura odzyskała lekkość, włosy od razu lepiej się układają. :) Ostatnimi czasy bardziej też przyłożyłam się do ich pielęgnacji - macie ochotę na jakiś typowo włosowy post jak za dawnych czasów? ;) 

Niedawno zostałam także poproszona przez siostrę o wykonanie jej makijażu studniówkowego. Tzn niedawno go wykonywałam, a poproszona zostałam z pół roku temu. ;) Make up był dopieszczony w każdym calu i - ciut nieskromnie - powiem, że na żywo robił ogromne wrażenie! :) Macie ochotę na bardziej szczegółowy post na jego temat? Dajcie znać, jak podoba się Wam moja mała N. w takiej odsłonie! 





I takim oto bezładnym postem witam Was w  Nowym Roku. Szał postanowień już minął, pomału przyzwyczailiśmy się do szesnastki na końcu daty, a życie jakoś wróciło do normy po świąteczno-sylwestrowym szaleństwie. Mam jednak nadzieję, że nadal macie w sobie tę radość i zapał, który mocno wyczuwało się w powietrzu na początku stycznia. :) 

Mam dla Was przygotowane jeszcze kilka postów, które chciałabym zrealizować w najbliższym czasie, ale mówiąc szczerze, wyszłam z wprawy. Bez Was będzie ciężko, dlatego koniecznie dajcie znać, o czym poczytałybyście najchętniej! Pss, szykuje się też mały konkurs!

Ściskam i życzę pięknego 2016 roku!

Tytułowe zdjęcie pochodzi z najpiękniejszego banku zdjęć, jaki gdziekolwiek znajdziecie. Bo to  jedyny taki Rudy bank zdjęć. :) -> klik 

Linkin