Hej! Zgodnie z obietnicami, przygotowałam wreszcie prawdziwie włosowy post jak za dawnych czasów. :) Mam nadzieję, że te z Was, które o to prosiły w komentarzach znajdą tu dla siebie coś ciekawego. :) Pierwszy raz od stuleci pokażę Wam aktualnie używane kosmetyki, poopowiadam, co zmieniło się w ciągu ostatnich tygodni i jakie mam plany na najbliższy czas. Zapraszam ja i zaprasza Mimi! :)
Zdjęcie, które widzicie powyżej jest najbardziej aktualne. Przedstawia fryzurę w nader niekorzystnym stanie, tuż po wstaniu z łóżka i rozpuszczeniu koka - stąd te ognioty, nieułożone końcówki i lekki przyliz. Widać jednak, jakie są już długie! Po wakacyjnym cięciu ledwo omiatały koniuszkami wierzch ramion. :)
Zima dla wszystkich cienkowłosych jest wyjątkowo ciężkim okresem. Jak co roku, bardzo mocno zaprzyjaźniam się na ten czas z wszelakiej maści silikonami. Tuż po myciu stosuję serum Pantene, o którym pokrótce wspominałam już tutaj - klik. Bardzo ładnie wygładza i dyscyplinuje włosy, nie da się jednak z nim przesadzić. Naprawdę super!
Prócz lekkiego serum używam także fioletowej mgiełki Gliss Kura. Stosuję ją głównie na mokre włosy, choć czasami zdarza mi się także psiknąć po wysuszeniu. W koszyku widzicie jeszcze dwa produkty: Batiste, którego używam sporadycznie, oraz piankę Nivea. To już drugie opakowanie tego stylizatora i naprawdę bardzo ją lubię. W porównaniu do innych, drogeryjnych produktów tego typu ona wyróżnia się względnie dobrym składem i fajnym działaniem. Wgniatam ją w mokre włosy przed suszeniem, dzięki czemu na dłużej są puszyste i pełne objętości.
Jeśli chodzi o resztę pielęgnacji, to jest naprawdę minimalistycznie. Ukochanym olejem jest obecnie Babydream fur Mama, który leje się u mnie dosłownie litrami. Używam go nie tylko na włosy, ale też do mycia twarzy i ciała. Z jego pomocą czyszczę także gąbki i pędzle po produktach kremowych.
Jako pierwsze O najczęściej używam Balsamo Il Milano. Do niczego innego zbyt się nie nadaje, w takiej roli przynajmniej dobrze emulguje olej i przygotowuje włosy na dalsze produkty. Recenzję tego produktu mogłyście już przeczytać tutaj: klik.
Szampon, którego aktualnie używam to Alberto Balsam o zapachu malin. Kiedyś odżywka z tej serii była moim prawdziwym ulubieńcem. Jakiś czas temu postanowiłam zafundować sobie ten duet i... pożałowałam. Odżywkę zdążyłam już skończyć, bo po zmianie składów nie dość, że działa słabo, to jest potwornie niewydajna. Szampon też już pomału się kończy i na pewno więcej do niego nie wrócę.
Po myciu używam dwóch produktów: odżywki Nivea Intense Repair lub Toksańskiej Maski z Planety Organici. Pierwszy produkt to siostra kultowej Long Repair, której akurat nie było w Rossmannie, kiedy miałam na nią ochotę. IR gości u mnie nie pierwszy raz i naprawdę bardzo ją lubię. To chyba jedyna proteinowa odżywka, której mogę używać praktycznie co każde mycie!
Zielona Maska Toskańska firmy Planeta Organica to niekwestionowany ulubieniec i prawdziwa perełka w dzisiejszym zestawieniu. :) Moje włosy bardzo się z nią polubiły. Po zastosowaniu są mięciutkie, ale lejące i plastyczne. To małe cudo znalazło się u mnie tylko dzięki memu dzielnemu Mężczyźnie, który tym samym został bohaterem miesiąca! :D Dzięki jego ofiarności udało mi się ją dorwać na promocji dnia w Pigmencie za nieco ponad 18 złotych. Maska ma gęstą, bogatą konsystencję i bardzo nietypowy zapach. Ponadto piękna szata graficzna sprawia, że jestem zauroczona bez reszty! :)
Jak już zdążyłam wspomnieć, niedawno odwiedziłam fryzjera i skusiłam się na inny kolor henny. Nowy odcień moich włosów niesamowicie mi się podoba! :) Już troszkę stracił na intensywności, dlatego w najbliższym czasie wykonam go raz jeszcze. Mieszanka, jakiej użyłam to 50 g Henny Orientana Karmelowy Brąz i 10 g (próbka) Orzecha laskowego (efekty po 50 g czystego Orzecha Laskowego - klik). To dokładnie taki ciepły, kasztanowy brąz, jaki marzył mi się od lat. :) Zmiana nie jest wielka, kolor wygląda bardzo naturalnie, a odrost jest praktycznie niewidoczny. Brzmi jak bajka, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to jednak prawda. ;) Wciąż łapię się na tym, że przechodząc koło lustra kręcę głową, żeby sprawdzić, czy kosmyki nadal tak cudownie mienią się miedzianym blaskiem. Rzecz jasna zdjęcia nie oddają tego nawet w połowie. :c
Co planuję na najbliższe tygodnie? Wciąż podtrzymuje plan zapuszczania, co nie oznacza, że nie lubię się w takiej długości. ;) Dzielnie pomaga mi w tym Joanna Rzepa wcierana po każdym myciu. Oprócz niej miałam jeszcze jednego pomocnika, o nim jednak przeczytacie w następnym poście. Będzie też konkurs!
Koniecznie dajcie też znać, jeśli macie ochotę na podobny post o pielęgnacji twarzy (ostatni - klik) czy kolorówce, po którą najchętniej sięgam w codziennym makijażu. :)
Ściskam cieplutko, a wszystkim Studentom życzę owocnej, bezstresowej sesji! :)