wtorek, 23 lutego 2016

Jak nie dać się przesileniu? Wasze sposoby + wyniki konkursu :)


Znów nadszedł ten paskudny czas pomiędzy. Wczoraj wiosna, dzisiaj zima, a pojutrze to już zależy od godziny. Sama nie mogę doczekać się prawdziwego ciepełka i po dziurki w nosie mam paskudnego krakowskiego deszczu ze śniegiem i smogiem. :< Dziś więc podzielę się Waszymi sposobami na taką pluchę. :) Zaczerpnięte są one oczywiście z konkursowego formularzu. Pytanie brzmiało Jakie są Wasze babcine sposoby na podwyższenie odporności? 




Agnieszka czerpie z babcinych mądrości pełnymi garściami. Jej sposoby na zdrową zimę to przede wszystkim picie czystka oraz ciepłej wody z miodem na czczo. Drugiego sposobu nigdy nie praktykowałam, ale chyba warto zacząć! :) Ponadto radzi nam dodawać dużo czosnku i cebuli do codziennych potraw - trudno się nie zgodzić, wszak oba te śmierdzielki znalazły się na amerykańskiej liście superfoods, razem z nasionkami chia i innymi egzotycznie brzmiącymi wynalazkami. Lubicie czosnek i cebulę, czy tak jak ja - nie jecie, bo nie możecie potem znieść swego wyziewu? :P Argument o myciu zębów po posiłku mnie nie przekonuje - ten krótki czas między jedzeniem a szczotkowaniem to dla mnie katorga, dlatego czosnek i cebulę zniosę tylko w ilościach śladowych. :< 

Martene zdradziła nam przepis na swój syrop wzmacniający. Oto i receptura ;)

-pokrojony imbir (ok. szklanki)
-pokrojony czosnek (ok. szklanki)
-sok z cytryn (aby przykrył imbir i czosnek)
-3 łyżki miodu
Wszystko mieszam razem w słoiku i od stawiam do lodówki na 3 dni, po czym odsączam płyn i piję łyżkę dziennie (oczywiście przechowując w lodówce).


Zdaje mi się, że to ulepszona wersja syropu czosnkowego mojej babci, które notabene był dla mnie nie do przełknięcia. Tak samo syrop z cukru i cebuli - nigdy nie mogłam się do niego przekonać. :< Martene ponadto przekonuje nas - znów - do używania duużej ilości czosnku, domowego soku z aronii i picia po łyżce oleju lnianego lub z wiesiołka dziennie. Tej ostatniej metody też za nic w świecie nie potrafię wprowadzić - jaka ze mnie będzie kiedyś babcia?!  :< 


Joanna M. także regularnie pije czystek, zwróciła też uwagę na bardzo ważną rzecz, a mianowicie... wietrzenie pomieszczeń i nieprzegrzewanie mieszkania. ;) Faktycznie, na pewno bardziej na zdrowie wyjdzie nam przespanie się przy rozszczelnionym oknie, niż w sypialni z zatęchłym, przepełnionym kurzem i bakteriami powietrzem. 


Basia to kolejna fanka czosnku! Pomału zaczynam czuć się wykluczona. ;) Jako kolejna osoba radzi nam także wykorzystywanie imbiru - tym razem jako dodatek do herbaty. Lubicie jego smak? Mnie odpycha podobnie jak czosnek czy cebula, nie lubię takich intensywnych smaków. :< 


Anna za to do herbaty dodaje miodu, cytryny i goździków - moje połączenie! W końcu mogę z kimś przybić piątkę. ;) Przypomina nam też o starym i poczciwym mleku z czosnkiem (nie będę już mówić, co myślę na temat takich wariacji... niestety, wolę mleko z kakałkiem ;c). Jako pierwsza zwraca też uwagę na to, jak ważna dla naszego zdrowia jest regularna aktywność fizyczna! Niestety, i ja należę do grona sezonowych kanapowców - gdy tylko temperatura spada poniżej 15 stopni, mam ogromny problem, żeby zmobilizować się do jakiegokolwiek ruchu na świeżym powietrzu. 

Katarzyna ze smakiem i sentymentem wcina... kanapki z masłem i cebulą. Podzieliła się też z nami wspomnieniem tego, jak ów kanapki były przygotowywane. Babcie powinny zdecydowanie częściej odwiedzać biuro patentów!

Najbardziej zadziwiał mnie zawsze sposób w jaki babcia szykowała te kanapki. Mianowicie babcia pajdę chleba posmarowaną masłem dociskała do deski, na której znajdowała się grubo pokrojona cebula. W ten sposób cebulka pięknie osadzała się na kanapce i nie spadała podczas jedzenia.


 Joasiaczek znów zaleca nam jedzenie czosnku.. zgodnie z przekazem babci, aż trzy ząbki! Takiej dawki bym nie zniosła, ale sos czosnkowy, o którym Asia wspomina, sama chętnie dodaję do najróżniejszych dań i wcinam ze smakiem. :) 

Emila stworzyła dla nas prawdziwy elaborat! Podzieliła się mądrościami babci i dziadka i ich ulubionymi sposobami na uodparnianie nie tylko siebie, ale i wnuków. ;) Same przeczytajcie! 

Tym co pamiętam najbardziej z babcinej wsi, jest masa miodu. Zdrowotny propolis przydawał się wiele razy w leczeniu grypy, przeziębienia, aft czy gronkowca (i wiele więcej zastosowań).
Kolejnym było oczywiście picie ciepłego mleka z miodem i wyciśniętym czosnkiem (akurat tego przepisu szczerze nienawidzę).
Wszelkie ziółka, herbatki i nalewki z czego tylko możliwe: pokrzywa,mięta, zmielony len (na przykład na niestrawności), żurawiny, mniszek lekarski, buraki, bursztyny, aronia, poziomka, lipa, czarny bez.
Dziadek robił cuda z cebuli prosto z ogrodu. Syropy, nalewki czy miody. Pamiętam jak babcia specjalnie latem wrzucała mnie w pokrzywy żeby mnie pogryzły. Podobno też miało mnie to wzmocnić :P
O właśnie! Aloes. Wiele razy miąższ aloesu pomógł mi w wyleczeniu przeziębienia.
W zasadzie, wszystko czego używaliśmy, było z ogrodu. Okłady z liści kapusty na opuchlizny, z aloesu czy babki lancetowatej na rany.
Ostatnim hitem mojego dziadka jest woda brzozowa. Pije ją, wsmarowuje w skórę głowy, nawet się w niej kąpie a wnukom daje na trądzik.
Ale i tak, moim ulubieńcem był i jest dżem malinowy. Czysta radość i wybawienie na zimowe przeziębienia. 
 


Najbardziej rozśmieszył mnie fragment z wrzucaniem w pokrzywy. ;) Pamiętam, że na wsi mojej babci mieszkała pewna starsza Pani, która codziennie wieczorem na wiosnę szła w pola... okładać się pokrzywami. Ponoć sposób ten praktykowała jeszcze za pany, a na wsi znana była jako okaz zdrowia. :) 




Pora na wyłonienie zwycięzców! Jako, że sama nie dałam sobie rady z tym trudnym zadaniem, zdałam się na ślepy los... i tym sposobem, nagroda trafia do Agnieszki, Emilii i Kasi! :) Mam nadzieję, że kuracja z cynkiem i selenem skutecznie wzmocni Wasze babcine sposoby. :) 

Wiecie co? Dokładnie za trzy dni mój blog skończy dwa lata! Jeszcze nie wiem, co dokładnie przygotuję z tej okazji, ale mam nadzieję, że wymyślę coś fajnego. ;) Aktualnie znów znalazłam się w tej paskudnej sytuacji, kiedy mam masę (masę!) pomysłów na nowy wpisy, głowa pęka od inspiracji a zeszyt od notatek, ale czasu nie mam za grosz. A jak mam już czas, to nie mam światła do zdjęć, a wtedy frustracja ma sięga zenitu. Poważnie. ;) 

Jeśli troszkę Wam brakuje mego częstego bełkotu, zapraszam na niedawno założony snapchat: bijum_blog. Tam codziennie staram się pokazać Wam coś ciekawego, bo jest to jedyne medium, na które jestem w stanie wrzucić zdjęcie okrutnej jakości zbytnio się tym nie przejmując. ;) 

Skoro już przy zdjęciach jesteśmy: dwa piękne ujęcia z dzisiejszego wpisu pochodzą, jak zawsze, z jestrudo. :) 





Co jeszcze dorzuciłybyście do tej długaśnej listy babcinych zaleceń? Z których korzystacie na co dzień, a które przerastają Was tak bardzo, jak mnie trzy ząbki czosnku? :D


sobota, 6 lutego 2016

Fiolet i złoto - wieczorowy makijaż dla niebieskich oczu






Nie wiem, jak to się stało, że dopiero teraz publikuję dla Was tego posta! Dziś pokażę Wam z bliska studniówkowy makijaż siostry, który mignął Wam już w którymś z poprzednich wpisów oraz na facebooku. Prosiło o niego kilka osób, tymczasem ja przeciągnęłam go aż do ostatek. Sezon studniówkowy już w sumie się skończył (oprócz Natalii miałam przyjemność malować jeszcze trzy inne ślicznotki <3), a do ślubnego jeszcze daleko... Mam jednak nadzieję, że ktoś zainspiruje się tym makijażem i wykorzysta go na własny użytek. :)

Niestety, nie miałam dostatecznie dużo czasu, żeby przygotować tutorial krok po kroku. Umówmy się też, że światło o godzinie 16 w styczniu nie sprzyja jakimkolwiek fotografiom bez studyjnego oświetlenia... Nie mniej jednak, mam nadzieję, że zdjęcia zainspirują Was do własnych wariacji na temat złota i fioletu. ;) 





Połączenie złota z bardzo ciepłym odcieniem fioletu na górnej powiece piękne podkreśli niebieską, ale i zieloną tęczówkę. Trzeba jednak uważać, jeśli mamy mocno ukrwione gałki oczne, lub jeśli nasze oczy szybko męczą się w balowym oświetleniu. Wtedy ciepłe barwy niepotrzebnie podkreślą zaczerwienienie. 

Cieniowanie powiek wykonałam głównie czekoladową paletką I heart Chocolate, wspomagając się przy tym cudownym, głębokim i bardzo moim fioletem z Kobo w kolorze Aubergine. Gwiazda programu, czyli bajecznie mieniące się złoto to niesamowity cień foliowy Rose Gold, także od MUR. Efekt, jaki daje jest naprawdę przepiękny! Jeśli jesteście kosmetycznymi srokami, a jeszcze nie macie tych perełek... wiedzcie, jak wiele Was omija. :D Sama poluję na odcień Magneficent Copper, ale w drogerii wciąż jest wyprzedany. :< 




Lista użytych kosmetyków:

  • Baza: Ingrid Make Up Base, zielona baza matująca
  • Podkład: Bourjois, Healthy Mix nr 51
  • Puder: Ben Nye, Cameo
  • Korektor: Collection Lasting Perfection nr 1 (także jako baza pod cienie) + Eveline Art Scenic nr 04
  • Konturowanie: Joko, Podkład Smooth & Light J144 Rich tan (dużo ciemniejszy od HM) + Bahama Mama
  • Róż: Joko, 04 ( Chyba, mam tylko wkład bez opakowania :<)
  • Rozświetlacz: Lovley, Gold Shimmer
  • Brwi: Kobo, cienie do brwi + żel Essence
  • Eyeliner: Maybelline, Gel eyeliner
  • Usta: Golden Rose, Dream Lips Liner 505 + Bourjois, Rouge Edition Velvet 09
  • Rzęsy: Essence, Maximum Definition + kępki Killys

Jeśli któryś produkt wyjątkowo Was zainteresował, koniecznie wspomnijcie o tym w komentarzu. :)






Powiedzmy sobie szczere... na takich oczach wszystko samo się broni. :D

Jak wyglądał Wasz studniówkowy makijaż? Wykonałyście go same, czy oddałyście się w ręce specjalistki? 

Ściskam!  

środa, 3 lutego 2016

CERA: Zima 2015/16 || Aktualna pielęgnacja: Nivea, Babydream, Ziaja






Dziś pora uaktualnić nieco informacje z poprzedniego posta o podobnej tematyce, który pojawił się pod koniec września -> tutaj. Od tamtej pory sporo się zmieniło, odkryłam parę nowych perełek, zmieniłam też sposób oczyszczania cery. Myślę, że warto o tym wspomnieć. :) Ponadto potrzebuję też takiego posta-odnośnika, aby uniknąć powielania tych samych informacji w kolejnych wpisach. Tak, tak - mam zamiar pisać do Was częściej, niż dwa razy w miesiącu. :) Mam szczerą nadzieję, że tym razem się uda! 

Moja pielęgnacja wciąż jest bardzo ostrożna. Nadal śnią mi się po nocach koszmary, jakie przeżywałam podczas kilkumiesięcznego ataku atopii na skórze powiek (o tym też wspomniałam tutaj) i bardzo chciałabym uniknąć tego w przyszłości. Niestety nadal nie mam pojęcia, co konkretnie wywołało u mnie taką reakcję: stres, przemęczenie, nowy tusz do rzęs czy może jakiś konkretny składnik? Pewnie już się nie dowiem, choć wolę żyć w niewiedzy, niż nabawić się tego raz jeszcze. Dlatego też do wszystkich nowości podchodzę trochę jak pies do jeża.





Mimo to od września pojawiło się naprawdę sporo nowych produktów. Obecnie nie nękają mnie już atopowe zmiany, mam natomiast problem z utrzymaniem nawilżenia. Wystarczy, że na jedną noc zapomnę o grubej kołderce z kremu, a rano budzę się z twarzą suchą jak papier. Jest to dla mnie naprawdę duże zaskoczenie, dotychczas bowiem kremowałam się bardziej z przyzwoitości niż realnej potrzeby. Obecnie moja skóra, zwłaszcza pod oczami, wprost woła o gęste i treściwe kremy. W przeciwnym razie uwidaczniają się pierwsze zmarszczki (olaboga, ile ja mam lat!), pojawia się uczucie ściągnięcia i przesuszenia. 

Właśnie zaczynam pisać tę część posta po raz drug. Za pierwszym razem wyszedł mi taki nieprawdopodobny tasiemiec, że chyba nikt nie byłby w stanie tego przełknąć. Tym razem postaram się ograniczyć do naprawdę niezbędnych informacji, a jeśli coś szczególnie Was zaciekawiło, koniecznie dajcie znać w komentarzach! :) 





Nawilżanie i natłuszczanie


Opieram na czterech, genialnych produktach (co tam robi balsam po golenia dla mężczyzn? Już wyjaśniam). Dwa z nich towarzyszą mi rankiem, a dwa wieczorem. W zależności od tego, czego potrzebuje moja skóra danego dnia, występują tutaj małe roszady:

  • na noc - najpierw nakładam krem redukujący przebarwienia Dermacos w strategicznych miejscach, czyli na brodzie, w okolicach ust i na skroniach. To tutaj mam najwięcej niesympatycznych pozostałości po wypryskach. Po momencie, kiedy Dermacos się wchłonie, nakładam krem Babydream MED -  moje odkrycie wszech czasów. :) O nim koniecznie muszę Wam jeszcze wspomnieć.
    W wyjątkowo suche dni wspomagam się maścią z witaminą A. Nakładam ją głownie na okolice brwi (tutaj przesuszam się okrutnie!), skrzydełka nosa czy środek czoła.

  • na dzień, na przemytą micelem skórę nakładam znów krem Babydream, a gdy się wchłonie - balsam po goleniu Nivea Sensitive for Men. Swego czasu było o nim bardzo głośno na urodowym youtubie, myślę więc, że większość z Was o nim słyszała. Genialnie sprawdza się w roli bazy pod makijaż. W dni, kiedy się spieszę lub kiedy cera ma się wyjątkowo dobrze, zastępuje mi on także krem na dzień. Podkłady trzymają się na nim genialnie. :)






Jeśli chodzi o pielęgnację skóry pod oczami, to tutaj muszę się wyjątkowo mocno przykładać jak na moje młode lata. W tych rejonach momentalnie widać oznaki przesuszenia, odwodnienia i zmęczenia. Na dzień i na noc stosuję krem przeciwzmarszczkowy Pharmaceris z serii A do skóry atopowej. Spisuje się naprawdę nieźle, choć nie nawilża i nie ujędrnia skóry tak mocno, jakbym sobie tego życzyła. 

Co dwa, trzy dni na noc nakładam grubszą warstwę maski z ceramidami Ziaja. Ten produkt jest już ze mną niespełna pół roku i naprawdę nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego. :) 



Demakijaż


Tutaj także stosuję duet, chociaż ani do jednego, ani do drugiego produktu nie jestem szczególnie przywiązana. Cięższy makijaż zmywam żelem micelarnym Vis Plantis. Gdy danego dnia nie miałam na sobie zastygającego podkładu czy wodoodpornego eyelinera używam wody micelarnej Ziaja. Nią także przemywam twarz rano. 






Oczyszczanie


Tutaj ogromna nowość - łagodząca pianka oczyszczająca Nivea. Potrzebowałam na zabój czegoś delikatnego do mycia, a nie miałam czasu na bieganie po aptekach i drogeriach. Był to najsensowniejszy produkt, jaki znalazłam na kosmetycznym dziale Tesco i... nie zawiodłam się, a nawet mile zaskoczyłam. :) Pianką myję twarz codziennie rano i wieczorem, często mieszam ją z oliwką Babydream fur Mama.

W roli peelingu niezawodna pasta oczyszczająca Ziaja - Liście Manuka. Co prawda jest to zdzierak z gatunku tych mocnych i agresywnych, ale użyty lekką ręką nie masakruje moich nadwrażliwych naczynek. Podczas peelingu skupiam się przede wszystkim na nosie i czole, gdzie w największej ilości występują suche skórki. Pastę zawsze nanoszę na czystą skórę pokrytą oliwką. 






I tutaj kolejna nowość: od kilku tygodni całkiem zrezygnowałam z używania tradycyjnego ręcznika do twarzy. W tej roli używam ręcznika papierowego - jest delikatniejszy i bardziej higieniczny. Odkąd go stosuję zauważyłam, że cera jest jakby spokojniejsza, pojawia się też zdecydowanie mniej wyprysków. 






Zadania specjalne


Wciąż zdarza się, że na mojej twarzy pojawiają się wielkie, paskudne wypryski. Najlepiej zdusić je już w zarodku. Na taką kwitnącą zmianę staram się jak najszybciej nałożyć olejek z drzewa herbacianego, a tuż po nim niezawodną od lat pastę cynkową. 

Bardzo ciekawym produktem jest tonik w sprayu Silver Touch. Dzięki jonom srebra działa antybakteryjnie i odkażająco. Zawiera także łagodzącą alatoninę. Pryskam nim twarz niemal codziennie przed nałożeniem kremu na wieczór, a także rano, po zrobieniu makijażu. W tej roli sprawdza się jak typowy fixer - zdejmuje z twarzy pudrowość i leciutko scala ze sobą warstwy kosmetyków. 


Jak wygląda Wasza zimowa pielęgnacja? A może któryś z opisanych przeze mnie kosmetyków szczególnie Was zainteresował? Koniecznie napiszcie mi, jacy są Wasze zimowe niezbędniki! :)





P.S

Niestety, te śmieszne fale nie są wynikiem nieinwazyjnych metod kręcenia na ręcznik papierowy, jak to kombinowały dziewczyny na facebooku. :P Muszę się Wam do czegoś przyznać - ostatnio przeżywam dość intensywny romans z lokówką. Nic na to jednak nie poradzę, że przy tej długości po prostu nie jestem w stanie ich sensownie zakręcić używając mniej drastycznych metod. Na szczęście wczoraj doszła do mnie mała przesyłka z Gobli.pl, która - mam nadzieję - uchroni moje biedne włoski przed piekielną temperaturą rozgrzanej lokówki. ;)


Ściskam! Szczęśliwcom, którzy są już po sesji - szczerze zazdroszczę i gratuluję - a tym, którzy tak jak ja dopiero zaczynają swoje zmagania życzę dużo zapału! :)

wtorek, 2 lutego 2016

Bio-Selen + Cynk - efekty kuracji + KONKURS :)



Jeszcze w październiku (tutaj) pisałam Wam o moich nowych, niespotykanych dotąd problemach ze skórą. Mieszana, przetłuszczająca się dotychczas cera zaczęła się nieprawdopodobnie przesuszać, do tego całe ciało aż wołało o porządne kremowanie. Podobnie sprawia miała się z włosami: okropnie leciały głowy i traciły nawilżenie w ekspresowym tempie. 




Wtedy też przedsięwzięłam plan intensywnej pielęgnacji opartej przede wszystkim na nawilżaniu i natłuszczaniu skóry, wspartej przez suplement Bio-Selen + cynk. Balsamowanie o dziwo weszło mi w nawyk, za co ciało dość szybko się odwdzięczyło. Zużyłam dwa opakowania kremu do stóp Evree i jeden z Fuss Wohl, prawie dwa balsamy (Balea i Eveline) i pół masełka do ust Tisane. Normalnie taka ilość starczyłaby mi na rok. ;) 

Ku mojej wielkiej uldze, udało mi się także zahamować wypadanie włosów. Robotę odwaliła niewątpliwie Joanna Rzepa, która już nie pierwszy raz uratowała mnie od doszczętnego wylinienia. Mam ogromne szczęście że działa na mnie tak tani i ogólnodostępny produkt. :) Jako ciekawostkę także dodam, iż obecnie moje włosy mierzą 42 cm. Biorąc pod uwagę niedawne cięcie, od października (czyli w trakcie stosowania kuracji) urosły jakieś 6 cm. :)

Jedynie paznokcie nie poprawiły się w zadowalającym stopniu. Chyba po prostu takie już są i na ich giętkość nie wpływa w żaden sposób aktualna kondycja organizmu. Na szczęście odkąd zaczęłam robić sobie manicure hybrydowy, nie jest to już aż taki problem.





Bez wątpienia mogę stwierdzić, że swoje trzy grosze dołożyła tutaj suplementacja od wewnątrz. Nie ma sensu testować takich preparatów samodzielnie, bo nie są one stworzone po to, aby zastępowały w jakikolwiek sposób inne produkty, czy to żywieniowe, czy kosmetyczne. Służą wzmocnieniu organizmu, uzupełnieniu ewentualnych braków, ale nie można oczekiwać, że po łyknięciu 30 tabletek wszystkie problemy znikną jak ręką odjął. Jestem jednak niemal całkowicie pewna, że moja nad podziw wysoka odporność to zasługa właśnie po części Bio-Selenu - w tę jesień i zimę nie zachorowałam ani razu. Kilka razy co prawda czułam, że coś mnie rozbiera, ale ani razu nie miałam gorączki, poważniejszego kataru czy bólu gardła. Dodam, że nie stosowałam żadnych specyfików w rodzaju popularnych Gripexów. ;) 

Podobnie sprawa ma się z włosami - Rzepa faktycznie hamowała ich wypadanie, ale nigdy wcześniej aż tak mocno nie wpłynęła na ich wzrost. Zauważyłam także, że paznokcie - choć nadal kruche i giętkie - rosną o wiele szybciej. 

Suplement stosowałam przez okres od października do połowy stycznia, robiąc około dwu i pół tygodniową przerwę między jednym, a drugim opakowaniem. Podsumowując efekty kuracji, jestem naprawdę zadowolona! Najbardziej ucieszyła mnie wysoka odporność. W mojej obecnej pracy stykam się z absolutnie wszystkimi zarazkami tego świata i nawet w sezonie szalejącej grypy byłam zdrowa. W poprzednich latach zawsze dopadało mnie jakieś jesienno-zimowe choróbsko, w tym roku na szczęście obyło się bez wizyt u lekarza i łykania dodatkowych leków. 






O polityce Pharma Nord oraz właściwościach tego konkretnego suplementu pisałam Wam już szerzej w TUTAJ, serdecznie więc odsyłam Was do tego wpisu. Tam dowiecie się więcej o tym, dlaczego zaufałam tej firmie i za co konkretnie odpowiedzialny jest selen i cynk... a tymczasem zapraszam na konkurs. :) Do wygrania będą trzy komplety dwumiesięcznej kuracji Bio-Selenem. Myślę, że taka dodatkowa dawka bezpiecznych i przebadanych minerałów przyda się każdemu, zwłaszcza przy tej niesprzyjającej pogodzie za oknem. :)

Regulamin konkursu z Pharma Nord:

1. Sponsorem konkursu jest producent suplementu Pharma Nord. 
2. Wysyłka nagrody możliwa jest na terenie Polski i odpowiada za nią sponsor konkursu. 
3. Aby wziąć udział w konkursie, należy wypełnić formularz zamieszczony niżej.
4. Spośród zamieszczonych odpowiedzi wybiorę trzy najciekawsze, najzabawniejsze lub najbardziej zaskakujące. Z laureatami skontaktuję się mailowo, a ich dane do wysyłki przekażę producentowi. 
5. Odpowiedzi można przesyłać od dzisiaj, tj 02.02.2016 do 16.02.2016 r.
6. Zwycięscy zostaną ogłoszeni w ciągu dwóch tygodni od daty zakończenia konkursu w osobnym poście. Skontaktuję się także z nimi drogą mailową, a na odpowiedź będę czekała 5 dni. 









Zapraszam do zabawy! :)

Linkin