czwartek, 31 grudnia 2015

Jak minął 2015 rok?










Rok 2015 okazał się naprawdę przełomowy. Moje życie wywróciło się do góry nogami, a ja sama bardzo się zmieniłam. Nie przedłużając - bo post ten pewnie będzie dość długi - zapraszam Was na zbiór migawek z minionych miesięcy. Będzie dużo kolorów, będzie optymistycznie, będzie fajnie - bo to był naprawdę dobry rok, choć pełen zmian i zawirowań. :)

Od razu ostrzegam, że zdjęcia nie są ułożone według żadnego zamysłu, nie doszukujcie się więc w nich sensu. :) Będą wspomnienia i najbardziej udane chwile tego roku. :) 





1. Przeżyłam własną studniówkę, bo był to prawdziwy survival - jak tu nie wybuchnąć śmiechem na widok kuso ubranych koleżanek zmasakrowanych przez wizażystki z przypadku? :D Tak naprawdę to wcale nie było tak źle, a ja sama miałam do tego wydarzenia bardzo luźne podejście. Poszłam w pożyczonej sukience, w zrobionym przez siebie makijażu i zakręconych od bidy włosach i... bawiłam się świetnie! :)


2. Ukończyłam szkołę średnią, co samo w sobie było chyba większym osiągnięciem, niż zdanie matury. Wybrałam sobie elitarne liceum, o którym wolałabym za dużo nie wspominać. :P Było ciężko, ale teraz zaczynam doceniać akademicki poziom chemii czy niestworzone wymysły pani od matematyki.






3. Zdałam maturę z nie najgorszym rezultatem. Bardzo zadowolona byłam z biologii, nieco mniej z chemii. Z matematyki śmiałam się od pierwszej chwili, gdy tylko ujrzałam arkusz...ale koniec końców było to tak dawno temu, że nawet nie pamiętam, czy był to śmiech z przerażenia czy z rozbawienia. :D I wiecie co, naprawdę matura to bzdura. Kupa nerwówki po nic, o dziwo mnie większy stres ominął, a moja postawa zadziwiała mnie samą. 

4. Zaczęłam pracować. Dokładnie dzień po ostatniej maturze z polskiego. Pracuję wciąż, choć już w innym miejscu niż w maju. Bywa naprawdę ciężko, ale jestem z siebie dumna. Mając 19 lat potrafię się utrzymać, godzę studia z pracą i jakoś daję sobie radę. 






5. Wyprowadziłam się, trzy dni po ostatniej maturze. Dokładniej to dwa razy w ciągu tych trzech dni - raz z bursy, a drugi raz do mieszkania. Najpierw wynajmowałam kawalerkę z siostrą Kochanego, od lipca opłacam swój pokoik na Salwatorze. Choć czasami czuję się samotna, koniec końców jest mi tutaj naprawdę dobrze. Ciekawostka - jest to pierwsze pomieszczenie, w którym mieszkam całkiem sama. :p  

6. Dostałam się na studia. Najbardziej hipsterskie w całym Krakowie, bo jak inaczej nazwać kierunek na którym są - uwaga uwaga  - cztery osoby? Serio. Pozdrawiam, bioinformatyka.  


7.  Pokochałam siebie. Jakkolwiek durnie i patetycznie to nie brzmi, tak właśnie jest. Wyzbyłam się kompleksów, zaczęłam bardziej wierzyć w siebie. Akceptuję swoje ciało i jest mi ze sobą dobrze. Przestałam patrzeć z zazdrością na inne kobiety, porównywać się i zadręczać, szukać sobie nowych wad i niedoskonałości. Kilka lat temu było to zupełnie nie do pomyślenia





8.  Spędziłam rok z moim Ukochanym, i choć w 2015 zmieniło się niemal wszystko, nie zmieniła się ta najważniejsza rzecz - wciąż jesteśmy dla siebie wszystkim i nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej! 

9. Oddałam cząstkę siebie, bo właśnie tym było dla mnie obcięcie włosów w ramach akcji Daj włos. Mam nadzieję, że moje pukle dobrze się sprawują, zdobiąc głowę innej Kobiety. Oby jak najszybciej przestały być jej potrzebne, a obdarowana wróciła do zdrowia! :)









 10. Zwiedziłam kilka pięknych miejsc. Choć te wakacje były bardzo pracowite, a czasu dla siebie nie miałam praktycznie wcale, udało mi się odbyć kilka pięknych wycieczek. Nasza wyprawa na rowerach do Czech - najfajniejsza przygoda życia! :) 





11. Jeszcze mocniej pokochałam góry. Zawsze uwielbiałam Tatry za ich majestat i spokój, ale w tym roku wyprawa na szlak była dla mnie jeszcze bardziej wyjątkowa. Kompletnie nie potrafię opisać swoich emocji podczas wyprawy, ale wiem jedno: w górach kocha się mocniej i docenia więcej. Świat sięga dużo dalej niż nasze problemy i troski. :)




 
 12. Zrobiłam wielki postęp w makijażu i na chwilę obecną wiem, że jest to dziedzina, w której chciałabym się doskonalić i rozwijać. Marzy mi się jakiś kurs, który dałby mi możliwość pracy z tym, co daje mi tyle frajdy... cóż, może w nadchodzącym roku. :) 


13. Zmieniłam kolor włosów, i choć zmiana nie jest drastyczna, to ja z nowym odcieniem czuję się super. :) Niedawno zrobiłam nową hennę w ciepłym odcieniu - wreszcie mam swój upragniony, ciemny, kasztanowy brąz! 


14. Poznałam kilka wspaniałych kobietek, z którymi dzielę pasje i zainteresowania. W tym roku byłam na trzech spotkaniach blogerów, osobiście poznałam także Joasię, Kasię, Kornelię, Madzię i... Eter. ;)  Gorące pozdrowienia! Nie mogę nie wspomnieć też o mojej kochanej Agniesi, z którą spędziłam wspaniały weekend w Krakowie. To już ponad półtorej roku, odkąd ta dzielna kobieta znosi moje marudzenie, narzekanie i służy mi dobrą radą prosto z serduszka - chwała jej za to! <3 

 
 

Kochani, z okazji nadchodzącego 2015 roku życzę Wam realizacji wszystkich marzeń i postanowień oraz dużo pogody ducha, wiary w siebie i innych! Kochajcie, śmiejcie się i róbcie wszystko to, co sprawia Wam radość! :) 

Ściskam mocno, szampańskiej zabawy!  
 

środa, 30 grudnia 2015

RECENZJA: Il Salone Milano - Balsam do włosów normalnych i suchych


Jak się macie dzień przed Sylwestrem? Kreacje przygotowane, makijaże i fryzury wybrane? A może macie zamiar spędzić tę jedyną noc w roku w niekonwencjonalny sposób i szałowe sukienki nie są Wam potrzebne? :) My Sylwestra spędzimy w gronie znajomych, choć jeśli mam być szczera... no dobra, może nie wypada mówić o tym, jak bardzo chce mi się leżeć i nic nie robić. ;) 

Dziś pora na prawdopodobnie ostatni post w tym roku, czyli rozliczenie się z drugim komponentem zestawu profesjonalnych, fryzjerskich kosmetyków Il Salone. Moją opinię o szamponie możecie przeczytać w poprzednim wpisie, tymczasem dziś zapraszam na recenzję epickiej odżywki. 






Balsam prezentuje się równie dobrze, co szampon. Porządny, gruby plastik i estetyczna szata graficzna to niestety nie wszystko. O ile w przypadku szamponu aplikacja jest bardzo wygodna dzięki dozownikowi, tak tutaj sprawa ma się już nieco gorzej. Butelka jest dość nieporęczna, a co najgorsze - naprawdę trudno wydobyć z niej produkt, nawet, jeśli jest go jeszcze całkiem sporo. Mimo lejącej się konsystencji balsam nie chce wypływać z opakowania, co zmusza nas do trzepania, ściskania i kombinowania.

Miałam nadzieję, że produkty profesjonalne spiszą się naprawdę dobrze. Liczyłam na idealnie dociążone, gładkie i miękkie włosy jak po wizycie u specjalisty (nawet kosztem świeżości włosów dnia następnego). Nie łudziłam się przy tym, że trafię na kosmetyk typowo regenerujący - ale naprawdę wolałabym mieć już w składzie same silikony, niż... nic? 


Aqua, Propylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Myristyl Alcohol, Parfum, Imidazolidinyl Urea, Citric Acid, Phenoxyethnol, Polyquaternium-7, Etylparaben, Methylparaben, Propylparaben, Lactose, Lactis Proteninum, Sodium Benzonate






Można by wymagać więcej od odżywki, której 500 ml kosztuje około 30 złotych, prawda? W składzie mamy nawilżający alkohol, emolient, gdzieś tam po zapachu - pochodną mocznika i proteiny mleczne. 

Balsam spisał się słabo nawet na moich krótkich, zdrowych i mało wymagających włosach. Użyty solo powodował lekki puch i niedociążenie, bez względu na pogodę. Dobrze spisywała się jedynie do emulgowania oleju czy nałożona właśnie po olejowaniu, ale i wtedy nie zachwycała szczególnie mocno. Porównując ją nawet do wszystkim znanych Kallosów wypada po prostu blado, zwłaszcza biorąc pod uwagę relację cena-jakość... 

Wydaję mi się, że odżywka ma prawo się spisać na włosach naprawdę niskoporowatych, gładkich i lejących. Wtedy może lekko nadać im objętości i delikatnie nawilżyć, ale.. ale nie wydaje mi się, żeby był to produkt warty zachodu. ;) 





Miałyście okazję ją testować? Koniecznie podzielcie się swoją opinią! Ja tymczasem postaram się dodać jeszcze jeden post przed Nowym Rokiem z podsumowaniem tego Starego... odkładam więc życzenia do ów wpisu, może to mnie zmobilizuje do szybkiego działania! :) 

Ściskam!

Produkty Il Milano otrzymałam w ramach współpracy. Fakt ten nie wpłynął na moją opinię. 

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Co słychać? || RECENZJA: Il Salone Milano - Szampon do włosów


Nie zliczę, który już raz siadam przed projektem posta z zamiarem napisania czegoś nowego. Przez miniony miesiąc starałam się naprawdę mocno, ale wciąż były ważniejsze rzeczy do robienia. Nawet teraz sklecenie pierwszych dwóch zdań zajęło mi dobre 20 minut, a w międzyczasie zdążyłam powiesić pranie, opłacić rachunek za prąd i przeczytać trzy inne wpisy... 

Grudzień w blogosferze minął aktywnie - wiele z Was brało udział w projekcie Blogmas, dzieliłyście się swoimi pomysłami na prezenty czy na idealne pierniczki, część rozpoczęło już podsumowania i refleksje nad minionym rokiem. Listą czytelniczą zawładnęli ulubieńcy roku, zestawienia najpopularniejszych wpisów czy wesołe życzenia. U mnie ten miesiąc minął tak intensywnie, że niestety brakło mi czasu na pisanie i na wiele innych przyjemności, Zmagałam się także z permanentnym zmęczeniem, którym nie chciałam Was zarażać. Na szczęście w święta podładowałam nieco baterie i mam nadzieję, że w Nowym Roku będziemy się spotykać nieco częściej. :) 





Tymczasem zapraszam Was na pierwszą od wieków recenzję. Dziś opowiem Wam nieco o szamponie, którego producent nazywa legendarnym i mitycznym... 

Il Salone Milano to marka, której rozkwit przypadł na lata 80. ubiegłego wieku. Ponoć wtedy produktów tych używał każdy szanujący się fryzjer we Włoszech, a niedługo później w całej Europie. Sama usłyszałam o niej dopiero w chwili otrzymania propozycji testów. Zgodziłam się z czystej ciekawości. Profesjonalne produkty mają to do siebie, że albo się je kocha, albo nienawidzi - niektóre nich faktycznie działają cuda, a inne spisują się po wielokroć gorzej niż najtańsze kosmetyki z sieciówek. Jesteście ciekawe, jak jest w tym przypadku? 


Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Chloride, Parfum, Cocamidopropyl Betaine, Cocamide Dea, Imidazolidinyl Urea, Phenoxyethanol, Polyquaterninum-7, Propylene Glycol, Ethylparaben, Methylparaben, Lactose, Propylparaben, Citric Acid, Lactis Proteinum, Sodium Benzoate, Magnesium Nitrate, Methylchloroisothiazolinone, Magnesium Chloride, Methylisothiazoline



Przeciętnie, średnio, na pewno nie mitycznie. Skład nie powala, podobnie zapach - jest nieco mdławy, taki typowo kosmetyczny. Mnie nie porwał, choć pewnie znajdą się osoby, które go polubią. Szampon dość dobrze się pieni i łatwo spłukuje, ale po entym użyciu z rzędu obciąża włosy. W moim wypadku jestem w stanie go używać 4-5 dni z rzędu, potem potrzebuję czegoś mocniejszego. Na szczęście nie ma problemów z domyciem olei.





Atutem tego produktu jest bez wątpienia opakowanie. Solidny, gruby plastik i pompka to rzecz, która gwarantuje wygodne użytkowanie. Dozownik aplikuje odpowiednią ilość produktu i sprawia, że szampon jest jeszcze bardziej wydajny. 

1000 ml szamponu kosztuje ok 45 złotych. Brzmi groźnie, ale jeśli przeliczymy kwotę na ilość miesięcy, na jaką starczy nam produkt to nie jest już tak źle. Czy polecam? I tak i nie. Myślę, że jest to dobry produkt do domu - można go spokojnie postawić w łazience do użytku ogólnego i na pewno zostanie tam na długie miesiące. Zapach nie odstraszy mężczyzn, a dzięki dozownikowi poradzą sobie z nim i dzieci. Na pewno nie jest to jednak szampon, który poleciłabym dla osoby dbającej o włosy. Niczym szczególnym się nie wyróżnia, na co więc komuś litr przeciętnego szamponu? 






Produkty Il Salone Milano od niedawna można znaleźć w Rossmannie. Miałyście już okazje je testować? Kusiły Was ze sklepowej półki, czy kompletnie nie zwróciłyście na nie uwagi?
Szampon dostaje ode mnie mocną trójkę - jak jest z odżywką? O tym będzie następnym razem - po takiej przerwie muszę sobie dawkować przyjemności, bo coś czuję, że mogłabym nie dojechać do pracy. ;) 

Ściskam Was mocno i poświątecznie! <3 

Linkin