czwartek, 26 listopada 2015

Vita Liberata - piękna opalenizna w środku jesieni? :)




Jestem raczej bladą osobą. Może nie typową córką młynarza, ale jednak daleko mi do śniadej karnacji. Latem nie opalam się wcale - leżenie plackiem na plaży czy na tarasie jest totalnie nie dla mnie. Cała moja opalenizna jest skutkiem tylko i wyłącznie przebywania na słońcu, a nie przypiekania się jak kiełbaska na ruszcie. :D W tym roku jednak było z tym wyjątkowo krucho - znakomitą większość wakacji przepracowałam. W pozostałe dni natomiast nie zapominałam o filtrach - jednak zdrowie i brak konieczności okładania się kefirem przedkładam nad walory estetyczne wynikające z muśniętej słońcem skóry. Koniec końców, to lato pozostawiło mnie wyjątkowo bladą i bez koloru. 

Gdy dostałam możliwość przetestowania samoopalającego lotionu Vita Liberata, zgodziłam się bardziej z ciekawości niż z realnej potrzeby. Jest to pierwszy samoopalacz w kremie, jaki kiedykolwiek wylądował na moim  ciele. W wakacje kilkakrotnie użyłam chusteczek koloryzujących, ale jakoś nie zapałałam do nich wielką miłością. Czy polubiłam za to tę opaleniznę w tubce? 






Lotion zamknięty jest miękkiej, plastikowej tubce o pojemności 100 ml. Jest elegancka, choć ciutkę niepraktyczna - trzeba uważać podczas aplikacji, aby nie ścisnąć jej zbyt mocno. Sam produkt to rzadki, lejący się balsam w kolorze ciemnego brązu. Na uwagę zasługuje przede wszystkim skład produktu:


Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Water*, Dihydroxyacetone***, Glycerin*, Cetearyl Alcohol, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearte, Panthenol**, Disodium EDTA, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter (Beuree)**, Saccharide Isomerate***, Tocopheryl, Acetate**, Cucumis Melo (Melon) Fruit Extract, Benzyl Alcohol***, Salicylic Acid***, Sorbic Acid***, Hyaluronic Acid, Vitis Vinifera (Grape) Seed Extract**, Litchi Chinensis (Lychee) Fruit Extract**, Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Extract*, Hydrolysed Silk (Soie), Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Extract*, Cananga Odorata Flower Oil**, CI 42090 (Blue 1 ), CI 17 200 (Red 33), CI 19140 (Yellow 5)



Jest naprawdę bardzo, bardzo ładnie. :) Już na pierwszym miejscu widzimy sok z aloesu, dalej mamy glicerynę, panthenol, masło shea, proteiny jedwabiu czy ekstrakty z owoców. Jest to niewątpliwie jeden z lepszych składów tego typu produktów, jaki widziałam. Podczas wakacji rozglądałam się za jakimś ciekawym samoopalaczem i wszystkie odstraszały mnie samą chemią w składzie. I tutaj oczywiście znajdziemy barwniki, ale o to przecież chodzi. :)

Co z działaniem? Najpierw skupimy się na tym, co wynika z początku składu - nawilżenie. Lotion naprawdę bardzo dobrze sprawuje się w tej kwestii. Spełnił wymagania mojej suchej na potęgę ostatnimi czasy skóry, za co wielki plus. 






Samoopalacz aplikowałam rękawicą, którą dostałam w zestawie. Raczej nie proponowałabym porywanie się na niego gołymi rękami, bo po prostu możemy mieć nieestetyczne plamy na dłoniach. Jakie były efekty? Skóra, jak wspomniałam, była ładnie nawilżona, rozpromieniona i delikatnie ciemniejsza. Nie był to przerysowany efekt, ale jednak zauważalny - niestety tylko dla mnie, już nie dla oka aparatu. Opalenizna utrzymywała się przez dwa - trzy mycia. Efekt można pogłębiać poprzez nakładanie preparatu częściej. 

Lotion nanosiłam zawsze na wypeelingowaną skórą, dzięki czemu ładnie i równo po niej sunął, nie pozostawiając zacieków. Efekt, jak i sama aplikacja naprawdę bardzo mi się podoba - to nie tylko dotyk słońca, ale i luksusu. ;) 







Produkt spodobał mi się na tyle, że póki co schowam go głęboko w szufladzie i odkurzę dopiero na wiosnę, kiedy będę miała okazję pochwalić się piękną opalenizną. ;) Lotion jest zdatny do użycia przez sześć miesięcy po otwarciu. 

Niewątpliwym minusem jest natomiast cena. Jest to produkt luksusowy i za tenże luksus po prostu trzeba swoje zapłacić. Jeśli jednak ktoś ceni efekt naprawdę ładnie rozpromienionej skóry i jednocześnie zwraca uwagę na składy kosmetyków - jest to na pewno produkt godny polecenia. W Polsce marka Vita Liberata dostępna jest na wyłączność w perfumeriach Sephora. Oczywiście, jak zawsze w jej wypadku warto polować na zniżki - w okresie świątecznym na pewno pojawią się kupony do sklepu online, może wiec warto podarować komuś słonce w tubce pod choinkę? :) 

Samoopalacz dostępny jest tutaj: klik. Rękawica - tutaj: klik. 


Znacie tę markę? Jak jest u Was z samoopalaczami - stosujecie je w rajstopowo - spodniowym okresie, czy zostawiacie tę przyjemność wyłącznie na ciepłe miesiące? A może jak ja dotychczas, nie aplikowałyście ich wcale? 


10 komentarzy:

  1. Polubiłam Vita Liberata. Ostatnio robiłam recenzji pianki Phenomenal :) Testy tego balsamu jeszcze przede mną. Buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak już tak poszaleli ze składem to mogli dać już naturalne barwniki, ale wątpię, żeby się utrzymały dobrze :) produkt wart uwagi niewątpliwie

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam balsam i jestem z niego bardzo zadowolona. Dawno go nie używałam, przypomniałaś mi o nim. Pewnie niedługo minie termin ważności, więc muszę go wykorzystać do końca :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na "opaleniznę" mam swój sposób: Codziennie szklanka soku marchewkowego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie sok marchewkowy skutkuje żółto-pomarańczowym kołem wokół usta :) A co do opalania to też mnie ono ominęło latem, więc na wiosnę pomyśle o jakimś samoopalaczu :)

      Usuń
  5. ja bym takie coś chciała ; ))

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajna pierdółka :)
    Ja sezon "przyciemniania" otwieram w momencie, kiedy wychodzę w spódnicach bez rajstop - czyli późną wiosną, o ile nie początkiem lata :)

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tego lata w ogóle się nie opalałam i unikałam słońca, bo przez moją "kochaną" tarczycę się dusiłam, dlatego teraz jestem blada i to przeraźliwie :D Do solarium się nie wybieram, więc może na wiosnę zainwestuję w podobny specyfik, żeby nie straszyć ludzi :D

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za każdy komentarz! To ogromna nagroda i motywacja! :) Bardzo proszę - jeśli komentujesz jako Anonim, podpisz się. Fajnie wiedzieć, kto poświęca mi czas na zostawienie po sobie paru słów. :)

Na pytania odpowiadam bezpośrednio pod postami. Jeśli zależy Ci na szybkiej odpowiedzi - pisz śmiało na bubijum@gmail.com! :)



Komentarze służące tylko reklamie są usuwane. Wklejanie linków jest zbędne.

Linkin