niedziela, 23 marca 2014

15. Weekend dla włosów #3.






Piątek

 

Włosy umyłam rano stałym zestawem - OMO z odżywką z Auchana, szamponem Equilibry i maską Glorii z paroma kropelkami olejku na kilka minut. Potem zabrałam się za ugniatanie i suszenie moich falopodobnych patałachów (nie mogę znaleźć na nie lepszego określenia, a nie chcę obrażać falowanych włosów nazywając tak swoje :p). Nie miałam do dyspozycji dyfuzora i trzeba było sobie jakoś poradzić.. ale o tym, jak to dokładnie zrobiłam pewnie napiszę kiedyś osobny post. Efekt prezentował się o tak: 
 Z przodu trochę puchu, ale to ich stała reakcja na żel. Z tyłu oczywiście skrętu brak, podejrzewam, że ich wierzchnia warstwa nieco różni się porowatością i kompletnie nie łapie skrętu - za to ta spodnia, jak na nie, zafalowała całkiem całkiem. 

Sobota

 

 Wróciłam do domu i odkryłam - o zgrozo - że zapomniałam zapakować czegokolwiek do włosów. Niezrażona tym faktem chciałam dokonać cotygodniowego rypania i poratować się odżywką Potters'a, która stała sobie na półce. Okazało się, że skończył się oczyszczający szampon Joanny. Nie spisując jeszcze niczego na straty stwierdziłam, że umyję je odżywką. Okazało się, że została taka reszta, która ledwie starczyła na końcówki, a co dopiero cały skalp. Zrezygnowana, sięgnęłam po szampon Potters - jego skład wybitnie mi się nie podoba, za długi, z proteinami, z silikonem - sama konsystencja szamponu niczego dobrego nie wróży. Jakiegoś niesamowitego przyklapu nie zaliczyłam, ale miło też nie było (tym bardziej, że odżywka skąpa i w ilości nieznacznej). No nic, pomyślałam, odbijemy w niedzielę.

Niedziela

 

Na dobry początek postanowiłam sprawdzić mojego Bingo z keratyną i spiruliną w roli odżywki pod olej. Dodałam do niego dwie tabletki z tranem i jedną z witaminą A i E (rozgniotłam w zębach obie kapsułki - dopiero dziś uświadomiłam sobie, że tran śmierdzi rybą :o). W sumie i tak niewiele z nich wycisnęłam, więc podejrzewam, iż nie miały one żadnego wpływu na moje włosy. ;) Na to poszedł olej z pestek winogron i tak trzymałam to godzinę. Potem na naolejowane i zmoczone włosy położyłam maskę Glorii, zmyłam Equilibrą, a po opuszczeniu prysznica nałożyłam taką oto mieszankę:

* Marion - Zabieg laminowania
* Gliceryna
* Olej z pestek moreli

To mój drugi i chyba ostatni raz z tą saszetką Mariona. Efekt jest porównywalny ze średnią odżywką, więc nie widzę większego sensu w bawienie się w rozrywanie saszetki i mozolne wyciskanie produktu, którego i tak nie starcza na jedno użycie (a gęstych włosów to ja z całą pewnością nie mam). Całość miksturki dopełniłam wspomnianą już Glorią i trzymałam pod czepkiem niecałą godzinę. Potem spłukałam zimną wodą i nałożyłam b/s Joanny z lnem i rumiankiem - przeprosiłam się z nią po kilkutygodniowym odrzuceniu. Potem już tylko wcierka i jeden "psik" odżywki w sprayu z Isany. Efekt? 


Po początkowym puchu (zdj. 1, jeszcze wilgotne) uklepały się i ułożyły po swojemu (zdj. 2), czego z tyłu i tak nie widać (moje włosy nie nadają się do "noszenia na plecach", zdecydowanie :p). Są lekkie, aż za lekkie, dość miękkie. Tą ich nadmierną lekkością to mnie nawet zadziwiły, biorąc pod uwagę ilość olejów i silikonów. Ogółem wydaje mi się, że nieco przedobrzyłam z ilością protein i nadal pozostanę przy ograniczaniu ich. 

Jak Wam minął weekend? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za każdy komentarz! To ogromna nagroda i motywacja! :) Bardzo proszę - jeśli komentujesz jako Anonim, podpisz się. Fajnie wiedzieć, kto poświęca mi czas na zostawienie po sobie paru słów. :)

Na pytania odpowiadam bezpośrednio pod postami. Jeśli zależy Ci na szybkiej odpowiedzi - pisz śmiało na bubijum@gmail.com! :)



Komentarze służące tylko reklamie są usuwane. Wklejanie linków jest zbędne.

Linkin