sobota, 19 lipca 2014

69. Skoro nie FIT to może chociaż NOT BAD?



Nie nadaję się do życia "fit". Nigdy nie oglądałam Chodakowskiej, nigdy nie byłam na siłowni, nigdy nie liczyłam kalorii. Baa, nawet nigdy nie stosowałam żadnej diety. Nie skusiły mnie suplementy na odchudzanie i takie ładne i kolorowe, i drogie w cholerę jedzenie, które ponoć zdrowe i pomaga zrzucić kilka kilogramów. I nie mam nadwagi ani jakichś strasznych kompleksów, ale mimo to postanowiłam się wreszcie wziąć za siebie. I jak to ze mną bywa, muszę o tym napisać, żeby to wcielić w życie. :D Co mam zamiar zrobić, żeby ruszyć swe dupsko, ale nie wciągać się w krąg Fit ladies? 



Sprawy od początku miały się dla mnie dość sprzyjająco. Jako dziecko byłam chudym patykiem człapiącym na dwóch jeszcze chudszych nóżkach, i ile bym nie zezarła, to i tak wyglądałam tak samo. W wieku dziewięciu lat poszłam na pierwszy trening siatkówki. I tak już zostało. Trenowałam osiem lat,  trzy treningi w tygodniu, mecze sobota i niedziela. W jednym roku występowałam w trzech kategoriach wiekowych, miałam więc cztery treningi. I ogromne zapotrzebowanie na kalorie. I znów - żarłam co chciałam i ile chciałam i nie tyłam. Bajka, co?

W czerwcu minął rok, od kiedy zrezygnowałam z siatkówki. Była to strasznie trudna decyzja, było mi niezmiernie przykro, kiedy zabrzmiał ostatni gwizdek trenerki i wiedziałam, że to już koniec. Wiem jednak, że było to konieczne - dzięki temu mogłam się przeprowadzić do Krakowa, miałam wreszcie czas na naukę w moim jakże cudnym liceum. No i biodra. Od dziecka mam z nimi problemy, podobnie jak połowa mojej rodziny. Treningi tylko to pogorszyły. Dopóki byłam na boisku nie czułam bólu. Po meczu ciężko mi było dojść do szatni. Nie wytrzymałabym kolejnego sezonu.

Przez ten rok nie robiłam prawie nic - kilkanaście razy pojeździłam na rolkach, kiedy była ładna pogoda chodziłam do szkoły na nogach... I w sumie tyle. Kilka razy próbowałam zacząć biegać. Biodra odmówiły, a ja nie próbowałam walczyć i zniechęcałam się po jednym razie. Po tylu latach wiecznego zmęczenia i ruchu chyba po prostu potrzebowałam przestoju... A dupa rośnie.

Najtrudniej było odzwyczaić się od wpierdzielania. Dawniej w ogóle nie przejmowałam się tym ile jem. A wmucić to ja potrafię naprawdę niesamowite ilości. Kiedy przestałam grać, mój żołądek się nie unormował i nadal chciał pochłaniać taką masę. Dwie kanapki na śniadanie są dla słabych. Przecież można zeżreć pięć, nie? I drugie śniadanie w szkole na pierwszej przerwie. Walczyłam z tym jakieś trzy miesiące, aż w końcu przyzwyczaiłam się, że już nie potrzebuję tylu kalorii, że naprawdę przeżyje jedząc mniej. A było ciężko, strasznie!

Tak. Dochodzę do sedna, już w tym akapicie. :D Po tych dwunastu przeszło miesiącach siedzenia na czterech literach i zapasania ich, w końcu jestem gotowa, żeby się ruszyć. Nie stanę się fanatyczką ganiającą na siłkę w airmaxach, z kubkiem jakiejś bezsmakowej sałatki zagryzanej serkiem wiejskim. Po prostu chciałabym coś zrobić dla siebie i ruszyć się z siedzenia, które notabene przydałoby się trochę zrzucić. :P

Jaki jest mój cel? Niewygórowany. Nie chcę tracić nie wiadomo ile na wadze (za bardzo spodobało mi się posiadanie cycków, wreszcie, po tylu latach :p), chciałabym tylko nieco poprawić to, co zdążyło już oklapnąć. Przede wszystkim - pośladki i brzuch, troszkę boczki. Zadowoli mnie zgubienie centymetra czy dwóch w talii i w udzie oraz podniesienie pupy w górę. Walka z grawitacją rozpoczęta!





Po pierwsze, zdrowsze jedzenie. Jak mówiłam, serek wiejski i jogurcik naturalny light to nie dla mnie, za bardzo lubię jeść. Już w sumie od dawna odzwyczaiłam się od słodyczy. Dawniej potrzebowałam porządnego Marsa, żeby jakoś przeżyć dzień od 5:30 do 21:00 poza domem. A potem ciężko było zrezygnować z czegoś słodkiego między obiadem i kolacją. ;) Teraz naprawdę nie ciągnie mnie już do batoników i innych paści,  najwyżej dwa czy trzy razy w miesiącu mam chcicę i jak nie zjem, to mną trzepie. Słodycze wszelaki zastępuję owocami i odkąd się pilnuję, żeby zawsze mieć w domu jakąś nektarynkę, nie szperam po szafkach w poszukiwaniu niedojedzonej czekolady. 

Ponadto chciałabym jadać bardziej regularnie. Kiedy trenowałam jadłam o nieludzkich porach (kolacja o 22:00 i seans nad podręcznikami do 2:30, czemu nie?) i ciężko mi to było unormować po przejściu na bardziej ludzki tryb życia. Teraz, głownie dzięki życiu w internacie, nauczyłam się żyć na trzech większych posiłkach dziennie w normalnych porach. Teraz tylko grunt, żeby w domu nie kursować do lodówki co pięć minut. :D

Coś jeszcze? Chcę wykluczyć takie najprostsze rzeczy lub zamienić je na zdrowszy odpowiednik. Już jakiś czas temu przestałam słodzić kawę i herbatę z czego jestem naprawdę dumna, bo jeszcze niedawno bez dwóch łyżeczek by nie przeszło. ;) Oprócz tego zielona herbata i zioła zamiast czarnej, więcej wody mineralnej, mniej soli i smażonych potraw. Nie chcę przechodzić na dietę składającą się z samego zielska, za bardzo kocham schabowe i karkówkę. Po prostu następnym razem nie będę podżerać braciom frytek i postaram się ich omijać szerokim łukiem, kiedy dostaną chipsy. ;)




Po drugie, trzeba się ruszyć. Przeszkodą są moje biodra, więc na początek chcę wybrać coś, co za bardzo ich nie sforsuje, a wywoła pozytywne zmęczenie. Skakanka jest idealna! Hasając przez nią radośnie czuję się, jakbym znów miała siedem lat, po za tym angażuje ona prawie wszystkie mięśnie i wyrabia kondycję. Póki co mam zamiar po prostu skakać do zmęczenia, za jakiś tydzień wymyślę bardziej urozmaicone ćwiczenia. Dajcie znać, czy chcecie więcej poczytać o takim kawałku sznurka w akcji. ;)




Trzeba się ruszyć, a do tego potrzeba motywacji. I fajnie by było, gdyby ten ruch był przemyślany. Przedstawiam Wam więc moich małych Mobilnych Motywatorów - jak widzę ładne ikonki, to po prostu chcę mi się w nie klikać. :D Takie aplikacje zawierają gotowe zestawy ćwiczeń, odmierzają czas, mają kalendarzyki do odfajkowywania treningów - fajna sprawa dla takiej niesystematycznej ciumry jak ja. :) Mam zamiar napisać kiedyś porównanie takich treningowych aplikacji - macie ochotę, czy już wszystko przetestowałyście? 

I oczywiście niezbędnik, Endomoto. Niech znajomi z facebooka czują się bezpiecznie, nie mam zamiaru spamować tablicy po każdym treningu. Wiem że ludzi generalnie wali to, którędy biegłam, ile kalorii spaliłam, jakie miałam międzyczasy i w ogóle sam fakt mojej marnej egzystencji. Aplikacja jest po prostu bardzo użyteczna, możemy rejestrować swoje postępy, sprawdzać, czy poprawiliśmy czasy i wcale nie trzeba się o tym chwalić światu. :P

Tak, przy okazji chwalę się moim małym skarbem. Jaram się nieziemsko, to mój pierwszy telefon "na wypasie" - śmiga aż miło, w porównaniu do tego, co wyprawiał mój wiekowy iPhone 3, to tym można w kosmos lecieć. :> A może to kwestia tego, że jak sobie człowiek sam na coś zarobi, to bardziej docenia? ;)





Tak, zacznę biegać! I tutaj największą motywację daje mi #Moje 30 kg Miłości. Frodziulka cieszy się przeokropnie, kiedy może sobie przy mnie truchtać, a że w trakcie roku szkolnego mam dla niego tak mało czasu, teraz chcę to nadrobić! :) Bieganie z psem nie jest łatwe, zwłaszcza, jeśli za towarzysza mamy stworzenie tak przepełnione radością, że euforię może wywołać źdźbło trawy na wietrze. Człowiek męczy się bardziej na samym ogarnianiu czworonoga niż na biegu, ale na prawdę mi to nie przeszkadza. Przynajmniej wiem, że dbam nie tylko o siebie.

Póki co nie wymagam od siebie cudów. Po przebiegnięciu około 1.5 km zaczynają odzywać się biodra, nie chcę się przeforsować na wstępie, więc nie mam zamiaru biec dopóki nie umrę. Chciałabym jednak rozruszać się na tyle, żeby we wrześniu spokojnie móc obiec krakowskie błonia i dojść następnego dnia do szkoły. ;) Wyzwaniem też jest wyjazd w góry, który planujemy z Lubym - wiem, że jeśli nie zacznę czegoś robić teraz, za miesiąc o tej porze nie wyjdę na Gubałówkę.

Podsumowując, chciałabym, żeby mój styl życia zmienił się z zasiedziałego na taki przynajmniej niezły. Brakuje mi ruchu, tęsknię za jędrną pupą, głupio się czuję spędzając kolejny dzień na siedzeniu, więc najwyższy czas to zmienić! :) Popołudniowe upały ustąpiły, więc idę zabrać moje Kudłate Szczęście na mały jogging, na rozgrzewkę poskaczę chwilę na skakance, po powrocie zrobię kilka ćwiczeń na pupę, a potem ukręcę sobie pyszne owocowe smoothie i zabiorę się za włosy. :)

A Wy, jakie macie plany na wieczór?

14 komentarzy:

  1. Ty biodra , ja kolana. Niestety ja biegać absolutnie nie mogę, bo pamiętam... 5km na mus a potem chodzić przez miesiąc nie mogłam :/

    Ale też zaczynam się ruszać. Lepiej jeść, itd. Teraz zrobiłam 50 brzuszków i myślałam że umrę :D
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, 5 km to dla mnie dystans niczym maratonski. Ale z nas kaleki. :p

      Usuń
  2. Trzymam kciuki!:) Ja sama od końca maja schudłam 6 kilo z hakiem i do teraz jestem w szoku, że potrafiłam się zmotywować, gdzie wcześniej to ignorowałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki :) Ja jestem leniem i nie chce mi się odchudać :p z resztą jeszcze chyba nie mam z czego a jak będę miała to pewnie też się nie ruszę :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się właśnie lenilam cały rój, wystarczy mi póki co. :p

      Usuń
  4. Powodzenia! Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, już szukam aplikacji! Dziękuję za odwiedziny. :)

      Usuń
  6. a cóż to za telefon? sama w ogóle powinnam się za siebie wziąć, ale... w sumie nie wiem czemu mi się zwyczajnie nie chce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. LG L70, taaaki fajny. <3 A w pełni rozumiem. Też lubię siedzieć na dupie, wpierdzielać czekoladę i się odmóżdżać. :D

      Usuń

Serdecznie dziękuję za każdy komentarz! To ogromna nagroda i motywacja! :) Bardzo proszę - jeśli komentujesz jako Anonim, podpisz się. Fajnie wiedzieć, kto poświęca mi czas na zostawienie po sobie paru słów. :)

Na pytania odpowiadam bezpośrednio pod postami. Jeśli zależy Ci na szybkiej odpowiedzi - pisz śmiało na bubijum@gmail.com! :)



Komentarze służące tylko reklamie są usuwane. Wklejanie linków jest zbędne.

Linkin