Hej!
Post ten miał być dodany cztery dni temu, jak na comiesięczne aktualizacje przystało. Zostałam jednak napadnięta przez serię zdarzeń losowych, która uniemożliwiła mi dodanie czegokolwiek - aparat żyje, choć akumulatorek już nie, pięcioletni brat jednak nie jest zbyt dobrym fotografem, zwłaszcza obsługując moje stare i podgnite już jabłko, a opcja hotspotu z telefonu nie jest zbyt dobra, gdy chce się pobierać z maila dość duże zdjęcia. Owocem wszystkich tych nieszczęść jest dzisiejszy post o tak nieludzkiej godzinie. Usiłowałam go dodać od 23. ;) Nie mniej jednak, serdecznie zapraszam!
W kwietniu nie przyłożyłam się zbytnio do pielęgnacji moich marud. Bardzo skąpo było z olejami, w międzyczasie skończyła mi się maska nawilżająca i po prostu nie było mnie stać na zakup kolejnej. Do tego doszły święta i rozgardiasz z nimi związany, który skutecznie odciągał mnie od owłosienia i bloga tym bardziej. Nie bawiłam się także w wydobywanie skrętu, a z epizodów ciekawszych - urządziłam im proteinowe piekiełko, o którym pisałam <tutaj>.
Odkryciem kwietnia śmiało mogę nazwać balsam Mrs Potter's, który wychwalałam <tu>. Wreszcie przekonałam się do mycia odżywką, za co moje kudły dziękują mi za każdym razem. Oprócz tego pogłębiłam moją znajomość z aloesem, a od dwóch tygodni moje włosy pachną lawendą. O tych i innych zabawach z półproduktami napiszę niebawem. ;)
Podsumowując, po marcowym olejowym oblężeniu, kwiecień upłynął spokojnie, leniwie i bardzo oszczędnie.
(1) Początek kwietnia (2) Początek maja |
Na zdjęciu są tuż po rozpuszczeniu koczka, nieczesane, nieruszane, myte z rana Equilibrą i uraczone odżywką Auchana. Czyli absolutnie minimum - są nawet ok, układają się dość średnio, ale nawet przy tak skąpym traktowaniu są miękkie i nie puszą się już tak, jak kilka miesięcy temu. ;) Mimo wszystko, uroczyście obiecuję, że poświęcę im trochę więcej uwagi! Mam też zamiar nieco skrócić spodnią warstwę, w okresie wiosennego linienia dość mocno się przerzedziła i zaczyna straszyć.
Nie kombinowałam nic z kolorem, a mam wrażenie, że z tygodnia na tydzień są coraz jaśniejsze. Perfidne zjawisko i upierdliwość martwych tworów naskórka - od długiego czasu mam fazę na ciemne brązy, a tu moim myszom się blondu zachciewa.
Jak Wam minął kwiecień? Też odczułyście na sobie wiosenne przesilenie?
Rób płukanki z olejkiem rycynowym albo łupinami orzecha włoskiego :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to mało mnie to ustawia, bo marzy mi się naprawdę ciemny brąz, a płukankami nie mam szans aż tak zmienić koloru, kiedyś próbowałam szałwii i kawy, nic nie ruszyło. Mimo wszystko dzięki za patent :)
UsuńPobaw się Venitą lub innymi delikatnymi farbkami, które nie zniszczą ci włosów jak farba, bo szkoda TAKICH włosów! :D
UsuńStaram się przechodzić obojętnie od wszelkich szamponetek i tym podobnych, ale jest coraz ciężej. :p
UsuńFaktycznie wyglądają na jaśniejsze ale mi się akurat ten kolorek podoba :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. ;) W sumie nie jest najgorszy, na pewno lepszy, niż taki myszowaty, jaki miewam zimą. :P
UsuńBardzo ładny ten kolorek, mnie (oczywiście ciemnowłosej :D) marzy się coś takiego. ;)
OdpowiedzUsuńTaki nasz mały, babski standard :)
Usuńzaczynają odżywać ;) i powoli nabierają blasku ;))
OdpowiedzUsuńSą dość matowe z natury, więc blask cieszy tym bardziej. :) dziękuję!
UsuńAle blask <3 coraz większy. Piękne :)
OdpowiedzUsuńŁadny masz ten kolor :) I falki są na prawdę coraz ładniejsze :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Właśnie ostatnio coś dużo bardziej wolą być prostawe, ale niech im już będzie. :P
UsuńŚlicznie wyglądają! Na mięciutkie i puszyste, no i zdrowe!
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
Usuń